Wielkanocny poniedziałek 17 kwietnia 1995 roku. Zbliżała się godz. 5.50, gdy wieżowcem przy al. Wojska Polskiego 39 w Gdańsku wstrząsnęła potężna eksplozja. Całkowicie zapadły się trzy dolne kondygnacje. Mieszkańcy drugiego piętra znaleźli się na parterze...
Prof. Bronisław Rocławski już nie spał. Usłyszał potężny wybuch. Zobaczył pękające ściany. Jego mieszkanie uniosło się kilka centymetrów do góry, po czym zaczęło spadać w dół. - Jako polonista przeczytałem w życiu wiele książek. Podobnego opisu w żadnej nigdy nie znalazłem - przyznaje.
Po kilkunastu minutach na miejscu wypadku pojawiła się straż pożarna. - Kiedy zamykam oczy, widzę wyraźnie ten wieżowiec. Tych, których udało mi się uratować. I ludzkie zwłoki. Minęło już tyle czasu, a ja wciąż nie potrafię zapomnieć - mówi Jerzy Petryczko, strażak, który brał udział w akcji ratowniczej.
W pewnym momencie podeszła do niego przerażona kobieta i poprosiła o ratunek dla syna leżącego pod gruzami. - To był 18-latek. Pomyślałem: "Szkoda, żeby chłop nie zdążył nacieszyć się dorosłością" - wspomina po latach strażak. - Przedostałem się do niego przez szczelinę mniejszą niż pół metra. Nie wziąłem ze sobą hełmu i aparatu ochrony dróg oddechowych, bo bym się nie zmieścił - tłumaczy.
Wszędzie było pełno szkła, ulatniał się gaz. J. Petryczko zaczął się dusić. - Nie było odwrotu. Po kilkunastu minutach zauważyłem leżącego na tapczanie chłopaka przygniecionego stropem - opowiada i dodaje, że podobne akcje widział wcześniej tylko w hollywoodzkich produkcjach. A to nie był film. - Z pomocą poduszek pneumatycznych wyswobodziłem go - relacjonuje. Po kilku minutach w miejscu, gdzie leżał nastolatek, wybuchł pożar.
Część osób mieszkających na wyższych piętrach samodzielnie opuściła wieżowiec przez okna klatki schodowej. Pozostałych ewakuowano za pomocą specjalnych koszy na podnośnikach. - Jedna starsza pani odmawiała współpracy. Mówiła, że nie wyjdzie do ludzi w samej piżamie. Pozwoliliśmy jej się przebrać - opowiada strażak.
Akcja ratownicza trwała 86 godzin. Ewakuowano 49 mieszkańców. Zginęły 22 osoby. - Bardzo przeżyliśmy śmierć sąsiadów. Znaliśmy się od lat. Mijaliśmy w drodze do sklepu, kościoła. W wybuchu zginęło ukochane przez nas małżeństwo Paszkowskich oraz niezwykle sympatyczna pani Małgosia. Tego feralnego dnia szli akurat na poranną Mszą św. - opowiada łamiącym się głosem Izabela M., mieszkanka wieżowca.
Wśród ofiar był także jeden z lokatorów, który - jak ustaliła prokuratura - celowo uszkodził instalację gazową.
Na skutek wybuchu trzy kondygnacje budynku zostały doszczętnie zniszczone. Po konsultacjach specjalistów chwiejący się blok został wysadzony w powietrze dzień później. Jego mieszkańcy stracili dobytek życia - cenne obrazy, pieniądze, dokumenty, ubrania. Sąsiedzi, którzy przeżyli katastrofę, wspólnymi siłami doprowadzili do tego, że po dwóch latach w miejscu tragedii stanął nowy budynek.
W intencji mieszkańców, którzy zginęli podczas katastrofy, oraz za zmarłych z tego bloku po 1995 roku 17 kwietnia o godz. 18 zostanie odprawiona Msza św. w kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego w Gdańsku.
Więcej o katastrofie czytaj TUTAJ.