Nowy numer 13/2024 Archiwum

Śledzie przejdą przez zatokę

"Śledzie" zmagają się z falami i zimnem, podziwiają porzucone wraki, w tym wystającą z morza łódź podwodną ORP "Kujawiak", oraz obserwują tysiące ptaków zatrzymujących się na mieliźnie...

Już po raz piętnasty 22 sierpnia "śledzie" z całej Polski przyjadą na Pomorze, by wziąć udział w wyjątkowym wydarzeniu. Uczestnicy "Marszu Śledzia" pokonają 12-kilometrową trasę, idąc przez... morze, w poprzek Zatoki Puckiej, od Kuźnicy na Półwyspie Helskim do Rewy koło Gdyni. To jedyna tego typu inicjatywa na świecie.

Wszystko zaczęło się w 2002 roku. Wówczas w marszu wzięły zaledwie 4 osoby. Dzisiaj chętnych do przejścia przez morze jest ponad 1000 osób z całej Polski. Jednak organizatorzy spośród napływających zgłoszeń wylosowali zaledwie 100 uczestników.

- Chodzi o bezpieczeństwo i logistykę. Na wypadek nagłego załamania pogody musi być zapewnione miejsce na pokładach łodzi dla wszystkich "śledzi" - tłumaczy dr Radosław Tyślewicz, pomysłodawca i główny organizator. - Ten limit ma swoje plusy. Marsz nie stał się komercyjną imprezą nastawioną na zysk i bicie frekwencyjnych rekordów. Podczas przejścia trasy możemy poznać się nawzajem, porozmawiać, podzielić wrażeniami.

Marsz składa się z 4 etapów. Po wejściu do Bałtyku z każdym kolejnym krokiem będzie robiło się coraz głębiej. Na szczęście grunt po kilku chwilach ponownie pojawi się pod nogami. Później, niczym biblijny Mojżesz, "śledzie" przejdą po wąskim pasku suchej ziemi na środku Zatoki, "mając mur z wody po prawej i lewej stronie".

W połowie trasy odbędzie się "pasowanie na śledzia", co wiąże się m.in. ze zjedzeniem surowego kawałka tej ryby. - Śledzie są źródłem zdrowych kwasów omega 3 i witaminy D. Ich zjedzenie powoduje też wzrost poziomu serotoniny - hormonu szczęścia. Mimo to, wiele osób, szczególnie tych, które nie mieszkają nad morzem, nieco się krzywi, kiedy muszą włożyć do ust świeżo wypatroszoną i jedynie delikatnie posoloną rybę - śmieje się R. Tyślewicz. 

Zdaniem wielu, najtrudniejszy jest etap ostatni, nazywany "byle do brzegu". - To będzie prawdziwa walka o życie. Tu uczestnicy muszą pokonać sztuczny przekop w mieliznach, tzw. głębinkę, o szerokości ok. 1000 metrów. Odcinek ten popłyniemy w wodzie, trzymając się lin rzuconych za kutrami rybackimi. Kto się puści, zostanie wyciągnięty z wody i wyląduje na pokładzie łodzi asekuracyjnej - mówi R. Tyślewicz. 

Na śmiałków wyprawy czekają wyjątkowe atrakcje. - Miłośnicy ekstremalnych doznań, przyrody czy militariów - każdy znajdzie coś dla siebie - zapewnia R. Tyślewicz. "Śledzie" będą zmagać się z falami i zimnem, podziwiać porzucone wraki, w tym wystającą z morza łódź podwodną ORP "Kujawiak", oraz obserwować tysiące ptaków zatrzymujących się na mieliźnie, by chwilę odpocząć.

Warunkiem uczestnictwa w imprezie - poza pomyślną rejestracją i losowaniem - jest posiadanie pianki (skafander piankowy krótki lub długi, pływacki, nurkowy albo windsurfingowy) oraz kamizelki ratunkowej lub asekuracyjnej.

Więcej o historii i idei "Marszu Śledzia" w 35. numerze "Gościa Gdańskiego" na 30 sierpnia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama