Kaszuba, co SB się nie bał

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 04/2013

publikacja 24.01.2013 00:00

Ks. Hilary Jastak. Lufa pistoletu dotknęła pleców przesłuchiwanego księdza. „Ty cały stąd nie wyjdziesz” – syknął pijany ubek. Duchowny odpowiedział milczeniem. Do sfingowanych zarzutów się nie przyznał.

 Ks. Hilary Jastak. Ostatni „król Kaszubów” Ks. Hilary Jastak. Ostatni „król Kaszubów”
Reprodukcja Jan Hlebowicz

Rzecz się działa w roku 1950. Urząd Bezpieczeństwa, chcąc zdyskredytować księdza Jastaka, oskarżył go o malwersacje finansowe. Dyrektor Caritas i proboszcz nowo utworzonej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni był solą w oku ówczesnego aparatu bezpieczeństwa. Otwierał kuchnie dla ubogich, rozdawał odzież, żywność, lekarstwa otrzymane w darze od Polonii amerykańskiej i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Zakładał przedszkola, świetlice, placówki opiekuńcze i sierocińce.

List, który miał spłonąć

– Ubecy w raportach pisali, że ks. Jastak otrzymane dary, zamiast potrzebującym, przekazywał swojej rodzinie oraz kurii – mówi Robert Chrzanowski, pracownik gdańskiego IPN. Do kampanii przeciwko Caritas włączyła się także komunistyczna prasa. „Czy ksiądz Jastak nam odpowie, gdzie podziały się lekarstwa dla chorych?” – możemy przeczytać w jednym z archiwalnych numerów „Dziennika Bałtyckiego”. W styczniu 1950 r. władze PRL upaństwowiły działalność Caritas. Niedługo potem ks. Jastak napisał list do ks. Kazimierza Kowalskiego, biskupa chełmińskiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.