Rugby to twardy sport dla dżentelmenów – uważa ks. Tyberiusz Kroplewski, kapelan rugbystów Arki Gdynia.
Spotkanie rugbystów z Gdyni i Gdańska w ramach akcji „Rugby łączy ludzi”. Pierwszy z prawej ks. Tyberiusz Kroplewski
archiwum ks. Tyberiusza Kroplewskiego
Najpierw była „Arka Gdynia Hooligans”. W 1996 roku grupa zawodników-amatorów skrzyknęła się z zamiarem stworzenia drużyny rugby z prawdziwego zdarzenia. Pomysł okazał się sukcesem, bo gdynianie wygrali turniej im. Edwarda Hodury w Sopocie. Ale do drugoligowych rozgrywek zespół przystąpił rok później. Ekipa spod znaku „Buldoga”, nie bez problemów, powoli pięła się do góry, by wkrótce stać się jedną z czołowych drużyn w kraju z tytułem Mistrza Polski i jako zdobywca Pucharu Polski.
Amatorzy z pasją
– Początki były skromne i trudne – opowiada o rozwoju drużyny ks. Tyberiusz Kroplewski. – Ale drużyna dawała sobie radę na boiskach i zdobywała popularność. Wokół „Buldogów” narosło wiele legend, stereotypów. Faktycznie, jest trochę prawdy w tym, że ich pierwszy skład stanowili osiedlowi zawadiacy, jednak oni mieli jakiś pomysł na siebie, chcieli się rozwijać. Wymyślili sobie rugby jako sposób na życie i odnieśli sukces – mówi kapelan. Czarna legenda gdyńskich rug- bystów dziś jest już tylko wspomnieniem. Drużyna wychowała kolejne pokolenie zawodników.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.