Wysłany do budowy fundamentów

ks. Rafał Starkowicz

|

Gość Gdański 16/2013

publikacja 18.04.2013 00:00

Gdańszczanin nuncjuszem w Liberii. Z ks. Mirosławem Adamczykiem, arcybiskupem nominatem

Wysłany do budowy fundamentów ks. Rafał Starkowicz

Ks. Rafał Starkowicz: Ksiądz Arcybiskup pracował ostatnio w nuncjaturze w Wenezueli. Jak w ogóle znalazł się Ksiądz w szeregach dyplomacji watykańskiej?

Abp Mirosław Adamczyk: To było w 1989 roku. W czasie srebrnego jubileuszu kapłaństwa ks. Jana Majdera na Przymorzu arcybiskup Gocłowski zapytał mnie, czy chcę jechać do Akademii Kościelnej. Nie za bardzo wiedziałem, co to jest, ale propozycję studiów w Rzymie przyjąłem z radością.

Ksiądz Arcybiskup jest rodowitym Kaszubem?

Tak. Tu się urodziłem. Ochrzczony byłem w katedrze, mieszkałem na Przymorzu. Cieszę się, że w ostatnich latach kaszubszczyzna dochodzi do honorów, które są jej należne. Nie zawsze tak było. A to przecież jest kaszubska ziemia. Gdańsk zawsze był niezwykle zróżnicowany, ale można powiedzieć jedno: jeśli w Gdańsku były gęsi, ziemniaki, masło i jajka, to one były kaszubskie.

Nie było ciężko wyjeżdżać z rodzinnych stron?

Od zawsze byłem mocno związany z parafią na Przymorzu. Potem seminarium duchowne i święcenia w Gdańsku… Dwa lata pracowałem w parafii na Oruni. Studia były dopiero później. Przez ostatnie 24 lata poza archidiecezją gdańską zawsze czułem się księdzem tej archidiecezji.

Dlaczego konsekracja – jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu każdego biskupa – odbywa się w Gdańsku, a nie na przykład w Rzymie?

W Rzymie pewnie poszedłbym na Mszę, przyjął święcenia i wrócił do hotelu. Człowiek w ważnych momentach życia chce być ze swoimi. Zwłaszcza wtedy gdy nieustannie jest w drodze, musi mieć to poczucie małej ojczyzny, poczucie więzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.