O niczym nie wiedział?

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 18/2013

publikacja 02.05.2013 00:00

„Przystąpcie do normalnej pracy. Są do tego wszystkie warunki. Jest to także potrzebne, by już wkrótce móc w spokoju witać Nowy Rok” – zwrócił się do stoczniowców Stanisław Kociołek w orędziu telewizyjnym. Następnego dnia w Gdyni padły strzały...

Pomnik Stoczniowców poległych w Gdańsku Pomnik Stoczniowców poległych w Gdańsku
Henryk Przondziono

Bezpośrednią przyczyną grudniowej rewolty była podwyżka cen. Ogłoszona 12 grudnia 1970 r. tuż przed świętami Bożego Narodzenia wywołała społeczne oburzenie. Stanisław Kociołek, wicepremier PRL, członek Biura Politycznego, przyjechał do Gdańska, aby stonować nastroje robotników. – Został źle przyjęty. Stoczniowcy zwyczajnie go wygwizdali. Powiedział wtedy ze złością: „Ja, towarzysze, po pomoc do was nie przyjechałem. Macie robić swoje!”. Nie tylko nikogo nie przekonał, ale wręcz rozzłościł ludzi – podkreśla Piotr Brzeziński, historyk z gdańskiego oddziału IPN.

Reichstag płonie

Stocznia Gdańska im. Lenina zastrajkowała 14 grudnia. Robotnicy ruszyli pod gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, skandując hasła: „Złodzieje”, „Chcemy chleba”, „Precz z Gomułką”. W okolicach dworca doszło do pierwszych starć z milicją i wojskiem. Zatrzymanych zostało 330 osób. Następnego dnia stoczniowcy domagali się uwolnienia aresztowanych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.