publikacja 09.05.2013 00:00
Ze Zdzisławem Arkuszyńskim, byłym więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, obrońcą życia, twórcą witryny internetowej upowszechniającej ideę duchowej adopcji, rozmawia Jan Hlebowicz.
Zdzisław Arkuszyński za działalność pro life został wyróżniony prestiżowym odznaczeniem „Fides es Ratio”
Jan Hlebowicz
Jan Hlebowicz: Miał Pan proroczy sen...
Zdzisław Arkuszyński: Tak. Otacza mnie szara, przygnębiająca sceneria. W pewnej chwili widzę olśniewającą światłość. Rozpoznaję Jezusa Chrystusa, który mówi: „Świat został opanowany przez wielkie zło i grzech. Ja ponownie idę do ludzi, by głosić Ewangelię i nauczać ich wiary, nadziei i miłości”. Krajobraz się zmienia. Mijam baraki ustawione w równych odstępach. Przed otwartymi drzwiami jednego z nich widzę brudnych, zmizerniałych ludzi w obdartych ubraniach. Stoją z czerwonymi miskami i powoli przesuwają się w kolejce po posiłek. Budzi mnie przeraźliwy huk. Trwa nalot niemieckich samolotów na Tomaszów Mazowiecki – moje rodzinne miasto. Jest 1 września 1939 r. Rozpoczyna się II wojna światowa.
W 1943 r. do Pana drzwi zapukali Niemcy.
Zostałem aresztowany w wieku 21 lat. Miesięczny pobyt w więzieniu był koszmarem. Gestapowcy w czasie śledztwa bili mnie, gdzie popadło, ostro zakończonymi batami. Któregoś razu z ust wyrwał mi się okrzyk: „Maryjo, ratuj!”. Moi oprawcy zaczęli się śmiać. Wycieńczony i wygłodzony razem z tysiącem innych osób zostałem wywieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Cały transport zatrzymał się przed bramą wejściową z napisem: „Arbeit macht frei”. Już nie miałem imienia i nazwiska. Stałem się numerem 131602 wytatuowanym na lewym ramieniu. Trafiłem do Birkenau. Mój brat Czesław do Auschwitz.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.