Mam 86 lat. Serduszko wysiada. Lekarze powiedzieli mi: „Może pani sobie siedzieć w fotelu albo patrzeć przez okno”. Ani mi się śni. Biorę udział w porannej gimnastyce, a kiedy tylko świeci słońce, pierwsza lecę do ogrodu...
W salonie domu seniora toczy się życie towarzyskie... Jan Hlebowicz
Zofia Szemraj dwa miesiące temu przeprowadziła się do domu seniora. – Mam własne mieszkanie, a w nim wszystkie możliwe udogodnienia. Tylko co mi z tego, skoro potrzebuję opieki 24 godziny na dobę – wyjaśnia. Córka z mężem za granicą. Syn i synowa pracują, a wnuki studiują. – Nikt mnie nie „oddał”. Sama podjęłam taką decyzję. I nie żałuję – przyznaje. – Trafiają do nas ludzie z zaawansowaną demencją starczą, alzheimerem oraz tacy, którzy są całkowicie sprawni umysłowo, ale ciężko chorzy fizycznie – mówi Zbigniew Armatowski, dyrektor. – Nasz dom jest otwarty dla seniorów wymagających specjalistycznej opieki non stop – uzupełnia Grażyna Armatowska.
Słoneczko, nic się nie stało
Starsze osoby, którym dopisuje zdrowie, chętnie biorą udział w zajęciach klubów seniora, zapisują się na uniwersytet trzeciego wieku, chodzą na wykłady albo spotkania autorskie organizowane przez lokalne biblioteki. – Przychodzi jednak taki moment, kiedy choroba nie pozwala na dalsze i dłuższe wyjścia. To wcale nie oznacza, że chcemy rezygnować z aktywnego życia – podkreśla Zofia Szemraj.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.