Ten spór nie służy legendzie

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 45/2013

publikacja 07.11.2013 00:00

Trwa awantura w sprawie wykorzystywania wizerunku Krzysztofa Klenczona, jednego z liderów "Czerwonych Gitar", nazywanego polskim Johnem Lennonem. Wyjaśniamy kulisy tego konfliktu...

Ten spór nie służy legendzie Seweryn Krajewski i Krzysztof Klenczon na scenie Archiwum Alicji Klenczon-Corony

16 października do Fundacji "Sopockie Korzenie" trafiło pismo od prawników reprezentujących Alicję "Bibi" Klenczon-Coronę, wdowę po Krzysztofie Klenczonie. Fundacji zarzucono "deptanie pamięci muzyka oraz kupczenie jego twórczością". - Te zarzuty są szokujące i bezpodstawne - uważa Wojciech Korzeniewski, prezes fundacji. "Sopockie Korzenie" powstały 5 lat temu, by chronić od zapomnienia dziedzictwo polskiego rock'n'rolla. - Pewnego razu kilku zapaleńców postanowiło uhonorować wszystkich rockmanów, którzy rozpoczynali swoją karierę w latach 60. Zgłaszamy tych wybitnych muzyków do najwyższych odznaczeń państwowych i lokalnych, zbieramy pamiątki po nich oraz gromadzimy wspomnienia ich bliskich - wylicza W. Korzeniewski. Fundacja doprowadziła m.in. do nazwania jednej z sopockich ulic imieniem Krzysztofa Klenczona, organizowała wernisaże fotografii, spotkania z fanami oraz koncerty poświęcone twórczości legendy "Czerwonych Gitar". - O swoich działaniach zawsze informowaliśmy najbliższą rodzinę Krzysztofa. Współpracowaliśmy też z żoną artysty, Alicją "Bibi". Mamy do niej wielki szacunek i zawsze traktowaliśmy ją jak królową rock'n'rolla, którą niewątpliwe jest. Ona z kolei chętnie wspierała wszystkie nasze inicjatywy - dodaje Korzeniewski.

O co chodzi?

Ten spór nie służy legendzie   Sopocki mural przedstawiający Krzysztofa Klenczona Jan Hlebowicz /GN

Alicja Klenczon-Corona za pośrednictwem adwokata wezwała "Sopockie Korzenie" do "bezzwłocznego zaprzestania naruszania twórczości i wizerunku Krzysztofa Klenczona". W odpowiedzi fundacja wydała oświadczenie, w którym podkreślała, że nigdy nie prowadziła jakichkolwiek działań uderzających w legendę polskiego bigbitu, ani w jego pamięć. Sytuację rozjaśnił facebookowy wpis żony muzyka, w którym zaznaczyła, że nie umniejsza zasług fundacji na polu promowania twórczości męża do 2011 roku, czyli do momentu zawiązania współpracy "Sopockich Korzeni" z Heleną Giersz. - Poznałem ją, gdy przeprowadzała wywiady z byłymi członkami zespołu "Trzy Korony", którego liderem był Klenczon. Helena na stałe mieszka w USA. Jest znaną producentką filmów animowanych - wyjaśnia Korzeniewski. Nakręciła m.in. dokument poświęcony polskiemu Lennonowi pt. "10 w skali Beauforta", a także współfinansowała wydanie książki Franciszka Walickiego nazywanego ojcem chrzestnym polskiego rock`n`rolla. Jest także w zarządzie Fundacji im. Seweryna Krajewskiego. Od pewnego czasu gromadzi fotografie i pamiątki po polskich bigbitowcach (m.in. Klenczonie) i nabywa prawa do ich rozpowszechniania. Jednocześnie, zdaniem Alicji Klenczon-Corony, uniemożliwia fanom i stowarzyszeniom od lat zajmującym się promowaniem artystycznego dorobku jej męża, korzystanie z tych materiałów. 

Roszczenia

Rok temu ukazał się album "Klenczon Legenda". Okładka płyty, przedstawiająca twarz legendarnego muzyka, nie jest zdjęciem, ani grafiką komputerową. Została narysowana przez profesjonalnego artystę na podstawie opisów Alicji "Bibi" Klenczon, a także fotografii pochodzących z jej archiwum. - Po roku od wydania krążka, otrzymaliśmy pismo od prawnika reprezentującego Helenę Giersz - opowiada "Gościowi Niedzielnemu" Sylwia Barycka, producent wykonawcza. Ku mojemu zdziwieniu przeczytałam, że wizerunek Klenczona z okładki jest przeróbką komputerową zdjęcia, do którego prawa posiada pani Giersz. To oczywiście nieprawda - podkreśla. Według Baryckiej prawnicy Giersz zażądali przeprosin na łamach ogólnopolskich dzienników, a także zadośćuczynienia finansowego. Sprawa trafiła do sądu. Do innej nieprzyjemnej sytuacji doszło podczas Festiwalu im. Krzysztofa Klenczona w Pułtusku. - Przygotowywaliśmy wystawę fotograficzną. Któregoś dnia zadzwonił telefon od wiceprezesa Fundacji "Sopockie Korzenie", która zarzuciła mi, że prawa do zdjęć z tej ekspozycji, autorstwa Marka Karewicza, należą do Heleny Giersz. Tymczasem fotografie te od 20 lat są własnością Muzeum Mazurskiego w Szczytnie - komentuje Wiesław Wilczkowiak, wiceprezes Stowarzyszenia "Christopher", od wielu lat zajmującego się rozpowszechnianiem twórczości Klenczona. Wilczkowiak dodaje, że otrzymał także maila od fundacji z informacją, by na stronie stowarzyszenia nie publikować zdjęć Klenczona i "Czerwonych Gitar". - Jednak nikt nam nie wyjaśnił o jakie fotografie konkretnie chodzi - tłumaczy. - Helena Giersz kupiła zdjęcia m.in. Marka Karewicza i Stefana Kraszewskiego. Mogą oni zapewnić, że transakcje zostały przeprowadzone na podstawie konkretnych umów. Pani Helena po prostu broni swojej własności - przekonuje Korzeniewski. Zarówno S. Barycka jak i W. Wilczkowiak, mimo próśb, nie otrzymali od prawników Heleny Giersz dokumentów potwierdzających nabycie przez nią praw do zdjęć. 

Spór trwa

- Pani Giersz domagała się też usunięcia materiałów o moim mężu z wielu innych blogów i fanpagów, a nawet z portalu YouTube. Wciąż otrzymuję maile i odbieram telefony kolejnych fanów mówiących o blokowaniu ich działań przez panią Helenę - mówi "Gościowi" A. Klenczon-Corona. W czyste intencje Heleny Giersz wierzy W. Korzeniewski. - Ona robi to dla idei. Poprzez swoje filmy i publikacje upamiętnia człowieka, którego płytę trzymała w ręku, wyjeżdżając z Polski do USA wiele lat temu. Helena Giersz na tym nie zarabia, raczej dokłada do interesu. A Ten spór nie służy legendzie   Gdańsk-Oliwa. Rok 1971. Krzysztof Klenczon podczas zabawy z córką Archiwum Alicji Klenczon-Corony ktualnie przygotowuje album poświęcony "Czerwonym Gitarom". Będzie on wspaniale wydany. Takiej publikacji nie powstydziliby się nawet Beatelsi czy Rolling Stonesi - twierdzi. Innego zdania jest żona Klenczona. - Działalność Heleny Giersz jest destrukcyjna. Minęło ponad 30 lat od śmierci Krzysztofa i przez cały ten czas nigdy nikomu nie zakazywałam upamiętniać jego twórczości. Niestety doczekałam czasów, kiedy pieniądz bierze górę nad ideałami - podkreśla. - Poza tym trudno uwierzyć w jej dobre zamiary, jeśli na premierę swojego filmu o Krzysztofie Klenczonie nie zaprasza nawet jego najbliżej rodziny - dodaje. - To niezdrowa sytuacja. Wszystkie publikacje na temat Krzysztofa Klenczona i "Czerwonych Gitar" powinny być ogólnodostępne. Zakaz udostępniania fotografii Krzyśka na stronach działających od dawna fanklubów i stowarzyszeń nie jest w porządku - uważa Jerzy Skrzypczyk obecny lider "Czerwonych Gitar", związany z zespołem od samego początku. - Jednocześnie od lat współpracuję z "Sopockimi Korzeniami" i moje kontakty z tą fundacją są pozytywne - dodaje. - Awantura wokół wizerunku Krzysztofa to antyreklama jego osoby i twórczości oraz niepotrzebne wzbudzanie negatywnych emocji. Jestem zniesmaczony zaistniałą sytuacją - mówi Jerzy Klenczon, stryjeczny brat legendy polskiego rocka. - Ten spór nie służy ani pamięci Krzysztofa Klenczona ani promocji jego genialnej muzyki. Jako prawdziwi fani jesteśmy oburzeni. To farsa. Obie panie powinny usiąść przy herbacie, porozmawiać i się dogadać. Dla dobra Klenczona - komentuje Adam Jarzębiński, prezes Stowarzyszenia "Christopher". Jednak najprawdopodobniej sprawa zakończy się dopiero w sądzie.

Od autora: Próbowałem kontaktować się z panią Heleną Giersz poprzez Wojciecha Korzeniewskiego, prezesa Fundacji "Sopockie Korzenie". W odpowiedzi otrzymałem mail od pana Wojciecha: "Pani Helena nie chce w ogóle na ten temat z nikim rozmawiać, ani niczego komentować. Myślę, że najlepszym komentarzem będzie wydany przez nią album-książka o "Czerwonych Gitarach" jako jej prezent pod choinkę dla wszystkich fanów przebojów Seweryna Krajewskiego i Krzysztofa Klenczona. To będzie naprawdę wydanie godne największych gwiazd światowego rocka".

Dziękuję panu Wojciechowi Korzeniewskiemu oraz pani Alicji Klenczon-Coronie za udostępnienie zdjęć Krzysztofa Klenczona.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.