Tatuś niedługo wróci

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 07/2014

publikacja 13.02.2014 00:00

Świadkowie historii. – Nie wiedziałam, czy mąż żyje. Dopiero po dwóch tygodniach dostałam informację, że trzymają go w Strzebielinku – opowiada Maria Kmiecik, żona opozycjonisty. – Oczy mu latały, zarośnięty był jak małpa. Wariata z niego zrobili.

13 grudnia na ulicach Gdańska pojawiły się czołgi 13 grudnia na ulicach Gdańska pojawiły się czołgi

Godzina 6 rano 13 grudnia 1981 roku. „Obywatelki i obywatele. Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy...” – przemawiał z ekranu telewizora gen. Wojciech Jaruzelski. W trakcie stanu wojennego z rąk milicji oraz Służby Bezpieczeństwa zginęło kilkadziesiąt osób. Kilkanaście tysięcy opozycjonistów i działaczy „Solidarności” trafiło do więzień i obozów internowania. Rodziny zostały rozdzielone na miesiące, a czasem lata... Niedzielny poranek

Jerzy Kmiecik: – Umówiłem się z kolegą na ryby. Pobudka o 4.00 rano. Suniemy powoli syreną nad jezioro, nagle widzimy, jak na skrzyżowanie wjeżdżają wozy opancerzone i milicja. Franciszek Hirsz: – W sobotę byliśmy na pogrzebie. Odwiedziła nas rodzina. Modliliśmy się. Po północy wchodzi do pokoju moja 12-letnia córka. Cała spuchnięta, mówić nie może. „Trzeba szybko dzwonić na pogotowie!” – krzyczy brat. Wybieram numer. Cisza. Następnego dnia w kościele dowiedzieliśmy się, że został wprowadzony stan wojenny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.