Wakacje w cieniu krematorium

Dariusz Olejniczak

|

Gość Gdański 09/2014

publikacja 27.02.2014 00:00

Niezwykłe zdjęcia sprzed 72 lat trafiły do rąk pracowników Muzeum Stutthof.

 SS-mani z wizytą w obozie RAD SS-mani z wizytą w obozie RAD
zdjęcia i reprodukcje Dariusz Olejniczak /GN

Zdjęć jest 140 i zrobiono je latem 1942 r. Na wszystkich widać uśmiechnięte dziewczęta przy pracy w gospodarstwie albo podczas odpoczynku. Na przykład na plaży. Plaża położona jest w miejscowości Stutthof. W tej samej, w której w czasie II wojny światowej działał obóz koncentracyjny i gdzie straciło życie 65 tysięcy ludzi – Polaków, Żydów, Rosjan. Młode dziewczyny z fotografii to Niemki, junaczki z letniego obozu Służby Pracy Rzeszy (Reichsarbeitsdienst). W Stutthof spędzały wakacje i pracowały. Mieszkały 2 kilometry od baraków stojących za kolczastymi drutami i krematorium. Na zdjęciach wyglądają, jakby nie miały pojęcia o potwornościach, jakie dzieją się tuż obok. Ale musiały wiedzieć, bo razem z nimi pracowali więźniowie Konzentrationslager. Skarb na aukcji Album ze zdjęciami należał do jednej z tych dziewcząt. Na pierwszej stronie wklejone jest jej zdjęcie.

Brakuje jednak jakichkolwiek informacji. Nie wiadomo, jak się nazywała, ani skąd pochodziła. Fotografie przeleżały ponad kilkadziesiąt lat w jakimś niemieckim domu, aż potomek junaczki ze Stutthofu postanowił pozbyć się pamiątki po niej i wystawił cały zbiór na portalu aukcyjnym. Wypatrzył go tam wiceprezydent Gdańska Maciej Lisicki i natychmiast powiadomił dyrektora Muzeum Stutthof w Sztutowie, Piotra Tarnowskiego. – Przyznam, że byłem zaskoczony, bo takie okazje nieczęsto nam się przytrafiają – wspomina dyrektor muzeum. – Ten album dokumentuje życie codzienne poza obozem i nie ma z nim bezpośredniego związku, tak jak nie ma związku z naszą standardową działalnością archiwizacyjną i muzealną. Zdecydowaliśmy jednak, że kupimy te zdjęcia, bo to dokument obrazujący, jak toczyło się życie w ówczesnym Stutthofie. Cena albumu nie była zbyt wysoka. Zapłaciliśmy 150 euro. Zaplecze fabryki śmierci? Jedyne, co udało się ustalić na pewno, to data powstania fotografii – lipiec 1942.

Wiadomo też, że niektóre dziewczęta pracujące i wypoczywające w Stutthofie, na co dzień były konduktorkami w gdańskich tramwajach. Wśród zdjęć jest kilka, na których młode Niemki ubrane są w konduktorskie mundury. Na ogół „turnusy” w Reichsarbeitsdienst (w skrócie RAD) – oddzielne dla chłopców i dziewcząt – trwały nawet pół roku i były obowiązkowe. Wszyscy młodzi Niemcy musieli przez pewien czas pracować dla Rzeszy. – Taka służba przypominała nasze Ochotnicze Hufce Pracy z ich letnimi obozami w okresie PRL – mówi dr Danuta Drywa, kierowniczka Działu Dokumentacyjnego Muzeum Stutthof. – Młodzież pracowała, wypoczywała, ale była też politycznie i ideologicznie indoktrynowana. Trudno powiedzieć, jak silne były związki dziewczęcego obozu pracy z obozem koncentracyjnym. Wiadomo, że w tym gospodarstwie rolnym hodowano bydło, uprawiano brukiew i buraki cukrowe.

To, co wyprodukowano, trafiało do Konzentrationslager. Obóz to nie problem Na niektórych zdjęciach widać esesmanów, najprawdopodobniej kontrolujących przebieg pracy lub kwitujących odbiór produktów rolnych. W okolicznych gospodarstwach pracowali więźniowie obozu. Dziewczęta musiały wiedzieć, skąd się wzięli. Z uśmiechniętych twarzy można wnioskować, że sąsiedztwo obozu koncentracyjnego nie było dla junaczek problemem. Zresztą, cała okoliczna niemiecka ludność nie zawracała sobie głowy obozem. No, chyba, że wiatr za mocno rozwiewał dym z krematorium. Wtedy zdarzały się protesty do władz obozowych. Od wakacji w 1942 r. minęło ponad 70 lat. Dziś w miejscu, gdzie kiedyś stały zabudowania należące do RAD, są pola i zupełnie nowe budynki należące do prywatnych gospodarstw rolnych. Po starych murach nie został żaden ślad. Najprawdopodobniej dziewczęta z fotografii po zakończeniu wojny wyjechały do Niemiec Zachodnich, a dziś już nie żyją.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.