Strzały na plebanii

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 15/2014

publikacja 10.04.2014 00:00

Czerwonoarmista próbował zgwałcić gospodynię. W obronie kobiety stanął ks. Franciszek Szynkowski, który powiedział po polsku: „Ty jesteś diabłem, szatanem”. Rosjanin z całej siły uderzył go kolbą karabinu. Krzyczał, że wszystkich rozstrzela...

Drugi od prawej stoi ks. dr Kurt Heinrich, dawny proboszcz  parafii św. Jakuba w Lęborku,  który przeżył masakrę na plebanii Drugi od prawej stoi ks. dr Kurt Heinrich, dawny proboszcz parafii św. Jakuba w Lęborku, który przeżył masakrę na plebanii
Zbiory Zachariasza Frącka /Reprodukcja Jan Hlebowicz /GN

Armia Czerwona zajęła Lauenburg, czyli dzisiejszy Lębork, w nocy z 9 na 10 marca 1945 r. Moment ten zapamiętał ks. Barckow, Niemiec. „Rankiem, o brzasku, zobaczyliśmy rosyjskich żołnierzy podążających gęsiego wzdłuż torów kolejowych (...). W mig Lauenburg zalany został hordami wroga”. Z Lęborka niemieckie wojsko wycofało się kilka dni wcześniej, pozostawiając ludność cywilną swojemu losowi. Rozpoczęło się „wyzwalanie” miasta...

Libacja na starym rynku

Sowieci zaczęli łupić domy. Krzyczeli z rosyjskim akcentem: „Di urren!”, czyli zegarki. Interesowało ich wszystko, co się świeci. „Ledwie dwu- czy czteroosobowa banda opuściła mieszkanie, już przybyła inna, opróżniając szuflady, szafy i schowki” – opowiada ks. Barckow. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. W pewnym momencie czerwonoarmiści wykryli zapasy alkoholu w firmie Koch&Kaspar. – Była to rozlewnia spirytusu, likieru i wódki. Niedaleko wejścia stały dwie potężne kadzie, każda o pojemności 5 tys. litrów. Właściciele nie zdążyli wylać wszystkiego przed przybyciem Sowietów. Rosjanie przeturlali beczki ze spirytusem na sam środek rynku. Potem powyrzucali wszystkie meble z pobliskich budynków, oblali je alkoholem i podpalili, by się ogrzać – opowiada Zachariasz Frącek, członek Lęborskiego Bractwa Historycznego, pasjonat historii. Zaczęła się libacja. Po kilku godzinach zamroczeni wódką czerwonoarmiści „rzucili się w szatańskim pożądaniu na kobiety i dziewczęta. W stadach stali przed każdym domem. Ich ofiarami były 78-letnie starsze panie i 9-letnie dzieci” – wspomina ks. Barckow. Wrzeszczeli „Frau, komm!”, czyli „Kobieto, podejdź”. A kto okazał się nieposłuszny, z miejsca był rozstrzeliwany.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.