Może i gra, ale nie wszystko

ks. Rafał Starkowicz

Cyklicznie docierają do nas wiadomości o szlachetnych akcjach, mających na celu wsparcie potrzebujących. Ofiarność ludzi cieszy i wzrusza. Pozostaje tylko jedno pytanie. Co takiego robi państwo, że pozostawia swoim obywatelom aż tak duże pole do popisu w tej dziedzinie?

Może i gra, ale nie wszystko

Kiedy w telewizji pojawia się kolejny apel o niezwykle potrzebną pomoc choremu dziecku, mam mieszane uczucia. Zwykle po prostu łzy cisną się do oczu. Ale zaraz potem przychodzi fala buntu. Oto dowiadujemy się, że dzieci cierpiących na daną chorobę w całej Polsce jest zaledwie kilka. I to właśnie dlatego nie można im pomóc. Państwo bowiem nie ma odpowiedniego instrumentu. Nie warto było go wypracować? Jednego dla wszystkich tych wyjątkowych przypadków? - pojawia się wówczas pytanie.

Chwilę później dowiaduję się, że Caritas rozpoczyna kolejną akcję pomocy dzieciom. I oprócz wzruszenia wzrasta we mnie duma. W końcu, wbrew medialnym informacjom, Kościół nie jest niszczącym państwo darmozjadem. Też pomaga. A później słyszę o planach kolejnej akcji WOŚP. Będą kupować jakiś sprzęt, którego brakuje polskim szpitalom.

I w końcu myślę… Kurcze! Czy państwowa służba zdrowia nie mogłaby sobie poradzić sama z tymi wszystkimi wyzwaniami?

Do tego ostatnio jeden z moich byłych uczniów z zaniepokojeniem relacjonował sytuację ze swojego domu. Oto jego czterdziestosześcioletni ojciec otrzymał list z urzędu. Poinformowano go w nim, że wysokość wypracowanej przez niego emerytury przekroczyła już astronomiczną sumę… sześciuset złotych. Jeżeli nadal będzie pracował w pocie czoła, w wieku 67 lat może otrzymywać ich nawet 870. O ile oczywiście system w międzyczasie nie upadnie.

Wszystkie te sprawy jednak nie nakłoniłyby mnie może do napisania tego tekstu. Decydująca okazała się inna sytuacja. Podczas rozmów z przedstawicielami KRS Formoza dowiedziałem się, że polscy komandosi zbierają pieniądze, by pomagać swoim kolegom, którzy stracili zdrowie. Również podczas służby ojczyźnie. Dlaczego? Z prostego powodu. Bo wojskowa służba zdrowia prawie nie istnieje, a żołnierz, który np. doświadczył postrzału, po udzieleniu mu doraźnej pomocy, kierowany jest na rehabilitację w zwykłym, właściwym dla wszystkich cywilnych obywateli trybie. To znaczy, że musi zapisać się w kolejkę. I słyszy wówczas, że jego rehabilitacja może rozpocząć się za osiem miesięcy… Pytam: w jaki zatem sposób będzie mógł powrócić do dalszej służby ojczyźnie?

Powyższe sytuacje sprawiają, że nie dziwi mnie, iż w ostatnich wyborach znaczną liczbę głosów otrzymały ugrupowania obiecujące utopijne minimum państwa w państwie. Młodzież po prostu nie wierzy już w to, że państwo może im w czymkolwiek pomóc. W ogóle nie wierzy w państwo.

W obliczu zbliżającej się 34. rocznicy Porozumień Sierpniowych należy się więc zadumać nad tym, jak wygląda kształt naszej ojczyzny, co zrobiliśmy aby choć w części zrealizować postulaty, które przyświecały strajkującym w sierpniu ’80 roku robotnikom. I wziąć się za prawdziwą przebudowę państwa. Inaczej o 25 latach wolności będziemy mogli mówić jedynie ze wstydem.