Jak złamana róża

Krzysztof Gilewicz

|

Gość Gdański 42/2014

publikacja 16.10.2014 00:00

„Żegnaj, gwiazdo nasza, skoro BÓG cię już zaprasza, byś mu grała tam wśród chmur największą ze swoich ról” – to jeden z wielu wpisów w księdze kondolencyjnej.

 Fotografię Anny Przybylskiej towarzyszącą wyłożonej księdze  kondolencyjnej wybrały jej dzieci Fotografię Anny Przybylskiej towarzyszącą wyłożonej księdze kondolencyjnej wybrały jej dzieci
zdjęcia Krzysztof Gilewicz /Foto Gość

Uroczystej Mszy św., odprawionej 9 października w kościele NMP Królowej Polski w Gdyni, koncelebrowanej przez 7 księży, przewodniczył ks. prałat Edmund Skalski, proboszcz parafii. W Eucharystii wzięli udział m.in. Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni, aktorzy Cezary Pazura, Katarzyna Figura i Olaf Lubaszenko, reżyser Radosław Piwowarski. Kościół nie był w stanie pomieścić wszystkich gdynian. Tłum modlił się na placu przed kościołem. Ulica Świętojańska udekorowana została tysiącami białych róż. Rodzina, przekazując wolę zmarłej, nie życzyła sobie wykonywania żadnych zdjęć podczas Mszy św. i pogrzebu. Pieniądze zaś, przeznaczone na kwiaty i wieńce, prosiła przekazać na potrzeby Hospicjum św. Wawrzyńca w Gdyni. Aktorka przez wiele lat angażowała się w pomoc na rzecz potrzebujących i chorych.

Scenariusz dla Ani

W niedzielę 5 października odeszła jedna z najpiękniejszych i najpopularniejszych polskich aktorek. Zmarła we własnym domu, w Gdyni. Odeszła w spokoju, w gronie ukochanej rodziny. – Udało jej się osiąść w rodzinnym mieście, po wieloletnich podróżach i zmieniających się jak w kalejdoskopie miejscach zamieszkania – wspominał ks. Edmund Skalski. – Wcześnie została mamą, uważała, że jeśli tylko są warunki i jeśli jest Ktoś, na kim można polegać, nie ma na co czekać.

Pierwszą córkę, Oliwię, urodziła w momencie, kiedy jej kariera nabierała ogromnego tempa. Dwa lata później urodził się Szymon, a trzy lata temu Jaś. Rodzina była dla niej najważniejsza. Bez wahania udawała się wszędzie tam, gdzie losy zawodowe rzucały jej ukochanego Jarka Bieniuka. Mieszkali we Wronkach, w Poznaniu, Łodzi, a także w Turcji. W jej przygodzie z aktorstwem niebagatelną rolę odegrał reżyser Radosław Piwowarski. U niego zadebiutowała w filmie „Ciemna strona Wenus” w 1997 r., za zgodą rodziców, mając zaledwie 16 lat. – Zobaczyłem fantastyczną osobę, jakiej się właściwie nie spotyka, z przedziwnymi oczami, świetnym głosem i wnętrzem. Mam nadzieję, że będzie gwiazdą, ponieważ jest zdolna, obowiązkowa i punktualna – opinię o przyszłej aktorce przytoczył ksiądz prałat. – Ania sama mówiła, że Piwowarski „opiekował się nią jak ojciec”. Po pracy wracała do domu i żyła normalnie, spełniała się w życiu rodzinnym. Podczas pogrzebu na cmentarzu przy parafii św. Michała Archanioła w Gdyni-Oksywiu Radosław Piwowarski, w imieniu środowiska filmowego, przyjaciół i wszystkich, którym aktorka była bliska sercu, wspomniał o roli, którą napisał dla Ani Przybylskiej. – Wielu chciało dla niej napisać dobrą rolę. Ostatnie dwa lata życia spędziłem, pisząc scenariusz z myślą wyłącznie o niej – mówił reżyser. – Chodziło o to, żeby Anka nie schodziła z ekranu, żeby ludzie nacieszyli się nią. Takiej drugiej łatwo się nie znajdzie. Była aktorką, nie gwiazdą czy celebrytką.

35-stronicowy zeszyt

Podczas Eucharystii życiowy partner aktorki Jarosław Bieniuk odczytał poruszający list Krystyny Przybylskiej, matki aktorki, o swej córce. „Trzpiotka, żywiołowa to tylko kilka określeń Anny. Ona do samego końca była z przyjaciółmi. Dziękuję pielęgniarkom, lekarzom i sąsiadom. Dziękuję Jolancie Pieńkowskiej i Leszkowi Czarneckiemu. Dziękuję firmom, które wspierały Annę w walce. Dziękuję Radosławowi Piwowarskiemu za pomoc na starcie, a także Kasi Figurze za pomoc w początkach kariery. Dziękuję Jarkowi Bieniukowi za 13 lat wsparcia. Okazał się być godnym córki” – pisała matka Anny.

W budynku Infoboxu wyłożona została specjalna księga kondolencyjna. Wpisały się do niej zarówno osoby, które znały aktorkę osobiście, ale również takie, dla których była po prostu pogodną i wspaniałą dziewczyną ze „Złotopolskich” czy z sąsiedztwa. Przy księdze ustawiono zdjęcie Anny, które wybrały jej dzieci. „Aniu, za szybko odeszłaś. Nie nacieszyliśmy się Tobą, Twoją urodą, talentem. Będziemy o Tobie zawsze pamiętać” – to tylko jeden z wpisów w księdze. Inny zawierał słowa: „Żegnaj gwiazdo nasza, skoro BÓG cię już zaprasza, byś mu grała tam wśród chmur największą ze swoich ról”. – Każdy pogrzeb jest cierpieniem. Księga życia Ani ma 35 stron. Chciałoby się krzyknąć: Panie, jeszcze nie czas! Ale ta księga została zamknięta – taki mały 35-stronicowy zeszyt (…). Panie, nie mamy do Ciebie żalu, że ją zabrałeś, ale dziękujemy, że nam ją dałeś na te 35 lat – mówił w homilii ks. Edmund Skalski. – Śmierć zawsze przychodzi nie w porę, niezależnie od tego, kogo zabiera. „Każdy pogrzeb dla rodziny i przyjaciół jest jak bezmyślnie złamana róża”. Wiara jednak pozwala spojrzeć głębiej niż ludzki wzrok. W każdej śmierci, pomimo jej ciężaru, istnieje ziarenko życia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.