Dokta nad morzem

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 50/2014

publikacja 11.12.2014 00:00

Życie niezwykłe. W wieku 103 lat zmarła Wanda Błeńska, świecka misjonarka i lekarka. Znana i szanowana w Polsce oraz za granicą, nazywana była „przyjaciółką trędowatych” i „polską Matką Teresą”. Mało kto wie, jak silne związki łączyły ją z Gdańskiem, Gdynią i Sopotem.

 Wanda Błeńska z rodziną Kaniewskich Wanda Błeńska z rodziną Kaniewskich
Archiwum Grażyny i Michała Kaniewskich

Życiorys Wandy Błeńskiej to materiał na film. Jako pierwsza kobieta weszła na szczyt Vittorio Emanuele w Ruwenzori, osobiście poznała krwawego dyktatora Idi Amina i cudem przeżyła atak... hipopotama. W czasie II wojny światowej służyła w Armii Krajowej. Przez ponad 42 lata leczyła w Ugandzie chorych na trąd, stając się jednym z najwybitniejszych specjalistów w tej dziedzinie. Z wiejskiego, pozbawionego prądu leprozorium uczyniła nowoczesny ośrodek medyczny. Była przy tym wszystkim osobą niezwykle skromną, całkowicie ufającą Panu Bogu.

Zabawy na plaży

Chociaż urodziła się w Poznaniu, przez całe życie chętnie przyjeżdżała nad morze. W Sopocie i Gdańsku mieszkała jej rodzina, którą odwiedzała w każde wakacje. – Ciocia z sentymentem wspominała swoje zabawy z kuzynami na plaży. Dzieci robiły babki z piasku albo brodziły przy brzegu. Babcia Marcjanna obserwowała je z plażowego kosza, ubrana „po kociewsku”, czyli w czarną suknię, kaftan i czepiec, uzbrojona w równie czarną parasolkę – mówi Tadeusz T. Głuszko, powinowaty doktor Błeńskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.