O patriotyzmie i religijności fanów piłki, stadionowych chuliganach i najnowszej książce z ks. dr. Jarosławem Wąsowiczem, salezjaninem, historykiem i organizatorem Ogólnopolskiej Pielgrzymki Kibiców na Jasną Górę,
Ks. dr Jarosław Wąsowicz, salezjanin, historyk i publicysta. Autor książki „Moja Polska Kibolska”
Roman Koszowski /Foto Gość
Jan Hlebowicz: Zakonnik i kibol? Da się to połączyć?
Ks. dr Jarosław Wąsowicz: Pierwszy raz poszedłem na stadion w 1982 roku. W szkole średniej nie opuściłem żadnego meczu gdańskiej Lechii, który odbywał się w mieście. Brałem także udział w większości spotkań wyjazdowych. Byłem kibicem w trakcie formacji duchownej w zgromadzeniu salezjańskim i po złożeniu ślubów zakonnych. Bo kibicem jest się przez całe życie, nie tylko na stadionie.
No dobrze, ale jest przecież różnica między kibicem a kibolem?
Tak, a jaka? Słowo „kibol” zostało wykreowane przez main- streamowe media i część polityków jako synonim chuligana i bandyty, który nie zajmuje się niczym innym, tylko bójkami, rozbojami, demolowaniem stadionów. I pod tym pejoratywnym określeniem wszyscy kibice zostali wrzuceni do jednego worka. Tymczasem ruch kibicowski jest bardzo zróżnicowany. Jeśli moi koledzy, wspaniali ludzie wywodzący się z różnych środowisk i grup społecznych, są nazywani kibolami, to ja także jestem i będę kibolem.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.