Wciąż widzę ten wieżowiec...

Jan Hlebowicz

publikacja 17.04.2015 11:43

Wielkanocny poniedziałek 17 kwietnia 1995 roku. Zbliżała się godz. 5.50, gdy wieżowcem przy al. Wojska Polskiego 39 w Gdańsku wstrząsnęła potężna eksplozja. Całkowicie zapadły się trzy dolne kondygnacje. Mieszkańcy drugiego piętra znaleźli się na parterze...

Wciąż widzę ten wieżowiec... W 2005 r. odsłonięto tablicę poświęconą ofiarom katastrofy Jan Hlebowicz /Foto Gość

Prof. Bronisław Rocławski już nie spał. Usłyszał potężny wybuch. Zobaczył pękające ściany. Jego mieszkanie uniosło się kilka centymetrów do góry, po czym zaczęło spadać w dół. - Jako polonista przeczytałem w życiu wiele książek. Podobnego opisu w żadnej nigdy nie znalazłem - przyznaje.

Po kilkunastu minutach na miejscu wypadku pojawiła się straż pożarna. - Kiedy zamykam oczy, widzę wyraźnie ten wieżowiec. Tych, których udało mi się uratować. I ludzkie zwłoki. Minęło już tyle czasu, a ja wciąż nie potrafię zapomnieć - mówi Jerzy Petryczko, strażak, który brał udział w akcji ratowniczej.

W pewnym momencie podeszła do niego przerażona kobieta i poprosiła o ratunek dla syna leżącego pod gruzami. - To był 18-latek. Pomyślałem: "Szkoda, żeby chłop nie zdążył nacieszyć się dorosłością" - wspomina po latach strażak. - Przedostałem się do niego przez szczelinę mniejszą niż pół metra. Nie wziąłem ze sobą hełmu i aparatu ochrony dróg oddechowych, bo bym się nie zmieścił - tłumaczy.

Wszędzie było pełno szkła, ulatniał się gaz. J. Petryczko zaczął się dusić. - Nie było odwrotu. Po kilkunastu minutach zauważyłem leżącego na tapczanie chłopaka przygniecionego stropem - opowiada i dodaje, że podobne akcje widział wcześniej tylko w hollywoodzkich produkcjach. A to nie był film. - Z pomocą poduszek pneumatycznych wyswobodziłem go - relacjonuje. Po kilku minutach w miejscu, gdzie leżał nastolatek, wybuchł pożar.

Część osób mieszkających na wyższych piętrach samodzielnie opuściła wieżowiec przez okna klatki schodowej. Pozostałych ewakuowano za pomocą specjalnych koszy na podnośnikach. - Jedna starsza pani odmawiała współpracy. Mówiła, że nie wyjdzie do ludzi w samej piżamie. Pozwoliliśmy jej się przebrać - opowiada strażak.

Akcja ratownicza trwała 86 godzin. Ewakuowano 49 mieszkańców. Zginęły 22 osoby. - Bardzo przeżyliśmy śmierć sąsiadów. Znaliśmy się od lat. Mijaliśmy w drodze do sklepu, kościoła. W wybuchu zginęło ukochane przez nas małżeństwo Paszkowskich oraz niezwykle sympatyczna pani Małgosia. Tego feralnego dnia szli akurat na poranną Mszą św. - opowiada łamiącym się głosem Izabela M., mieszkanka wieżowca.

Wśród ofiar był także jeden z lokatorów, który - jak ustaliła prokuratura - celowo uszkodził instalację gazową.

Na skutek wybuchu trzy kondygnacje budynku zostały doszczętnie zniszczone. Po konsultacjach specjalistów chwiejący się blok został wysadzony w powietrze dzień później. Jego mieszkańcy stracili dobytek  życia - cenne obrazy, pieniądze, dokumenty, ubrania. Sąsiedzi, którzy przeżyli katastrofę, wspólnymi siłami doprowadzili do tego, że po dwóch latach w miejscu tragedii stanął nowy budynek.

W intencji mieszkańców, którzy zginęli podczas katastrofy, oraz za zmarłych z tego bloku po 1995 roku 17 kwietnia o godz. 18 zostanie odprawiona Msza św. w kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego w Gdańsku.

Więcej o katastrofie czytaj TUTAJ.