Bóg jest ze mną w ringu

ks. Rafał Starkowicz

publikacja 11.01.2016 21:02

O tym, jak to jest być czarnoskórym Polakiem, modlitwie bez słów i waleczności rodaków z Izu Ugonoh, zawodowym bokserem wagi ciężkiej, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

Bóg jest ze mną w ringu Izu często podkreśla swój szacunek dla narodowej historii ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość

Ks. Rafał Starkowicz: Często podkreślasz, że jesteś czarnoskórym Polakiem...

Izu Ugonoh: Co ksiądz mi tu opowiada! (śmiech). Nie ma czarnoskórych Polaków. Wszyscy Polacy są biali. Oczywiście, żartuję. W Polsce urodziłem się i wychowałem. Kiedy jestem gdzieś za granicą - a ostatnie dwa lata spędziłem w Las Vegas - nie jestem w stanie opowiedzieć swojej historii, nie mówiąc, że jestem z Polski. To, co mnie ukształtowało, w większości przydarzyło mi się w Polsce. Gdyby nie Polska, nie byłbym tym, kim dzisiaj jestem. W związku z tym mówię z całą stanowczością: jestem Polakiem.

Jak ludzie reagują na te słowa?

- Kiedy mówię komuś, że jestem Polakiem, mam czasami takie wrażenie, że ludzie odbierają te słowa tak, jakbym im mówił, że jestem biały (śmiech). Czyli ogólnie: "Stary, co ty wygadujesz?! To przecież jest niemożliwe". Ja jestem świadom tego, że jestem czarnoskóry. I jestem z tego bardzo dumny. Jestem w ogóle dumnym człowiekiem.

Zawsze miałeś w sercu tę dumę?

- Oczywiście. Czułem także wewnętrzną niezależność. Ona przejawiała się czasem buntem. Szczególnie, że z zewnątrz pojawiały się różne presje. Czasami nawet wrogość.

Czułeś się nieakceptowany?

- Tak myślę. Czym innym była moja relacja z kolegami, którzy poszliby za mną w ogień, a zupełnie inaczej było ze spotkanymi ludźmi, którzy mnie nie znali. Dla wielu ludzi byłem obcy, niektórzy widzieli we mnie po prostu intruza. W związku z czym uważali, że należy mnie zwalczać. Rozumiem ich proces myślowy i potrafię spojrzeć na to z dystansu. Jeżeli ktoś w latach 80. czy 90. ub. wieku zobaczył czarnoskórego człowieka w Polsce, automatycznie myślał sobie: "obcy". Co miał pomyśleć innego? Ludzie nie oczekiwali, że mówię po polsku i na pewno nie spodziewali się, że się tutaj urodziłem.

Krąży opowieść o tym, jak przez całą Starówkę uciekałeś przed skinami...

- O której ucieczce mówimy?

Było tego więcej?

- W tamtych czasach w Gdańsku skinheadów w skali kraju było najwięcej. Takie spotkania były codziennością. Liczyłem się zawsze z tym, że ktoś może mnie zaczepić i że muszę być gotowy do walki. Że albo bęcki dostanę ja, albo ten drugi. Nie ma tu nic skomplikowanego. A jeżeli spotykasz kogoś takiego codziennie w drodze do szkoły, to trzeba mu stawić czoła. Jeżeli nie, to nabierze on więcej siły i pewności siebie. I będziesz dostawał bęcki cały czas.

Pojawia się w Twoim sercu żal, gdy o tym myślisz?

- Nie mam z tym żadnego problemu. Takie prawa rządzą w życiu. Albo jesteś ofiarą, albo bierzesz los w swoje ręce. To dla mnie zawsze bardzo ważny element. Nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że ja byłem tu, w Polsce, uciśniony. Nie lubię ludzi, którzy narzekają, a niczego nie robią.

Jak wobec tego postrzegasz postawę Jezusa?

- Nie można zapominać, że Jezus przyniósł też miecz. Jego ofiara była także walką. Dzisiaj, kiedy idę ulicą i słyszę jakąś obelgę, jestem spokojny, bo wiem, kim jestem. Nie wolno jednak dać się upodlić. Jezus spełnił swoją misję. Nie ma większej satysfakcji z życia niż wykonać to, co do nas należy. Ciężko pomyśleć, co by się stało, gdyby Jezus się wycofał i powiedział: "Zmieniłem zdanie. To jest zbyt ciężkie. Nie umrę za tych ludzi, szczególnie że oni tak naprawdę mnie nie lubią, nie słuchają". On był wierny misji, pomimo momentów, w których doświadczał działania przemocy i wołał: "Ojcze, czemuś mnie opuścił?"...

Przeczytałeś ostatnio całe Pismo Święte. Kim jest dla Ciebie Jezus?

- To bardzo osobiste pytanie. Długo próbowałem sobie na nie odpowiedzieć. Były takie momenty, w których głęboko czułem, że Jezus jest Synem Boga, że muszę Go wzywać, żeby mieć zbawienie, które przecież następuje przez łaskę, a nie przez moje uczynki... Czułem, że się zmieniam, że bardziej zaufałem. Może to paradoks, ale czas mi pokazał, że moje słowa były trochę na siłę. Dopiero w momencie, kiedy odpuściłem nieco, bardziej poczułem z Nim kontakt. Dzisiaj ogólnie uważam, że między nami a Bogiem jest za dużo słów.

Ale słowa wyrażają to, co mamy w sobie...

- Pół roku temu zacytowałbym ileś cytatów z Biblii. To byłoby bardzo intelektualne. Mógłbym powiedzieć, że jestem przekonany. Dzisiaj czuję się blisko Boga. I czuję się prowadzony. Generalnie jest mi trudno przyjmować autorytety. W związku z tym ta moja droga z Bogiem też trochę tak wygląda. Przychodzę, odchodzę, walczę z Nim, później jestem bardziej pokorny. Ale nikt z zewnątrz nie może zidentyfikować tego, w jakim etapie właśnie jestem.

Żeby tak mówić, trzeba wiedzieć, że On naprawdę jest.

- Odczuwam Boga codziennie. Najbardziej w ciszy. Nie próbuję nawet wypowiadać słów. Bo po co, jeżeli to jest Bóg? Najcięższe są moim życiu te momenty, kiedy nie potrafię usiąść, zatrzymać się, kiedy jestem skupiony na swoim umyśle i analizach. Kiedy za czymś gonię. Wiem, że On cały czas jest, ale wtedy Go nie odczuwam. W życiu są różne etapy. Mogę uwierzyć psychicznie w coś, co jest poza mną. Ale prawdą staje się tylko to, co jestem w stanie odczuć. Moja relacja z Bogiem to jedyna relacja, która jest dla mnie do końca prawdziwa.

Jak to się stało, że Twoja rodzina znalazła się w Polsce?

- Moi rodzice przyjechali tu na studia. Najpierw ojciec studiował w Wyższej Szkole Morskiej. Wrócił do Nigerii, wziął ślub i razem z mamą przyjechali do Polski. Mama studiowała prawo na Uniwersytecie Gdańskim. A w "międzyczasie" pojawiliśmy się my. Jest nas pięcioro. Cztery moje siostry i ja.

Jesteś w rodzinie najważniejszy?

- Bo co? Bo jestem mężczyzną? Nie. Nie jestem najważniejszy. Ale jestem jedynym mężczyzną (szelmowski uśmiech).

Rodzice Cię rozpieszczali?

- Moje siostry tak twierdzą. I uważają, że tak jest do dzisiaj. Na swój sposób może trochę jestem rozpieszczony. Ale zarówno z moimi siostrami, jak i w ogóle z kobietami mam dobre relacje.

Skąd wziął się pomysł na to, by walczyć? Jak było z tym sportem?

- Zawsze lubiłem sport. Odkąd pamiętam, zawsze go uprawiałem. I zawsze lubiłem się bić.

Byłeś urwisem i zabijaką?

- Nie. Choć zdarzały mi się bójki na podwórku. Jeżeli komuś nie zdarzały się bójki, to nie wiem, gdzie dorastał i co robił. To normalna rzecz. Kiedy jest się w otoczeniu mężczyzn czy chłopców, to naturalny proces formowania grupy. Często bywało tak, że osoba, z którą się pobiłem, stawała się później moim najlepszym kumplem. Później był długi okres uśpienia. Do 20. roku życia grałem w piłkę nożną. W końcu przyszedł moment, gdy poczułem, że muszę się sprawdzić w kick-boxingu. Bardzo mnie do tego ciągnęło. Kiedy poszedłem na pierwszy trening, nie miałem większego planu. Później chodziłem już codziennie. I jakby świat przestał istnieć. Zrozumiałem, że odkryłem swoją miłość. Boks też pojawił się zupełnie naturalnie.

O czym myślisz, gdy jesteś w ringu?

- Tam nie ma czasu na myślenie. Czas na myślenie jest przed walką. Wówczas jest potrzebna także praca nad autoamatyzmem, powtarzanie tych samych ćwiczeń. Wiem, że Bóg jest ze mną w ringu. Czuję Jego obecność. I wiem, że jestem bezpieczny. Ale ja muszę wykonać swoją robotę. Człowiek ma swoją rolę do wykonania. To jest najważniejsze. Jeżeli ją wykonasz, to Bóg zrobi swoje i pobłogosławi owoc twojej pracy.

Bokserzy zawodowi zarabiają naprawdę niezłą kasę. Co zrobić, żeby z tym nie zwariować?

- Nie ma na to dobrego sposobu. Ale do dużych pieniędzy najpierw trzeba dojść. Ten etap jest jeszcze przede mną. Żeby móc o czymś takim mówić, trzeba dojść najpierw do walki o mistrzostwo świata. Trzeba walczyć z czołówką. Ciężko pracuję nad tym, żeby za chwilę tam być. Żeby być najlepszym. To mój osobisty cel. Jestem głodny sukcesu, osiągnięć, zwycięstw. Czuję, że jest mi to potrzebne, aby spełniła się moja legenda. Myślę, że zastanawianie się nad tym, jak nie zwariować z nadmiaru pieniędzy, jest bezprzedmiotowe...

Ostentacja widoczna wśród wielu z zawodowych bokserów może razić...

- Jestem daleki od jakiejkolwiek krytyki. Staram się nie osądzać innych. Skupiam się na sobie. Żeby żyć właściwie. Nie tyle w oczach ludzi, co w moich własnych oczach i w mojej relacji z Bogiem. Każdy ma swoje sumienie. Skupiam się na tym, żebym czuł progres w swoim życiu. Wiem, że wciąż mam wiele do poprawy. Nie ma co oglądać się na innych i ich oceniać.

Czujesz się związany z Gdańskiem?

- To przede wszystkim mój dom. Jestem z tym miejscem bardzo mocno związany emocjonalnie. W Las Vegas naprawdę jest cudownie. Cieszę się, że tam jestem. Początkowy okres jednak był ciężki. Wtedy tęskniłem bardzo do Gdańska, do domu, do przyjaciół. Brakowało mi też rodziny. Teraz przerwy pomiędzy moimi przyjazdami nie są już takie długie. Wracam mniej więcej raz na trzy miesiące.

Masz jakieś szczególne wspomnienia z okresu, kiedy mieszkałeś w Gdańsku?

- Przypomina mi się moment mojej Pierwszej Komunii św. Przyjmowałem ją na Żabiance w wieku 8 lat. Pamiętam, że ks. proboszcz, zwany powszechnie "Kargulem", mówił: "O, jak pięknie dzisiaj wyglądają nasze dzieci! I nawet nasz Izu dziś wygląda jak aniołek". Pomijając kolor skóry, wyróżniało mnie to, że - jako jedyny - byłem w białym garniturze. To tak, żeby był ładny kontrast (szczery śmiech). Nie chcę skupiać się jednak na jednym wspomnieniu. Będąc w Las Vegas, często w myślach spaceruję uliczkami Gdańska. Albo jadę ulicami Gdańska samochodem. Kiedy bardzo tęskniłem, w myślach przechadzałem się po Starym Mieście, Mariacką, Szeroką... To przynosiło mi ulgę i poczucie zadowolenia. Gdańsk to po prostu moje miasto. Niezależnie, gdzie będę mieszkał w przyszłości, takim pozostanie. Zawsze będzie fajnie tu wrócić.

Ostatnio spore emocje wzbudzają w społeczeństwie uchodźcy. Co o nich myślisz?

- Jeżeli ci ludzie mieliby przyjechać do Polski i chcieliby tu żyć zgodnie z istniejącym prawem, to ok. Tak, jak Polacy wyjeżdżają za granicę i ciężko pracują... Ważne są ich intencja i szacunek dla środowiska, w którym zamierzają żyć. Ja jestem w Polsce i szanuję tradycję mojego kraju i ludzi, którzy są obok mnie. Nie ma znaczenia, że jestem czarny. Chodzi o to, czy jesteśmy w stanie żyć koło siebie i sobie nie szkodzić. Mój świat i moja Polska to ja i ludzie wokół mnie, moi sąsiedzi, ktoś, od kogo kupuję rano bułki... Chcę poprawić swoje życie i życie ludzi wokół mnie. Wiemy jednak, że jakaś część ludzi wyznających islam jest agresywna. Uważają, że wszystko im się należy. Jeżeli przyjadą do Polski z takim nastawieniem, oo o czym gadamy? Polacy są narodem walecznym. To moi kumple wyjdą na ulice i będą walczyć. Nie oszukujmy się. Nikt do Polski nie może wjechać z buciorami. Polska walczyła o swoją niezależność. I to jest w sercach ludzi. Jeżeli będzie musiała walczyć znowu, to będzie walczyć.

Boksujesz, Twoja siostra Osi zwyciężyła w programie Top Model. Można powiedzieć, że jesteście bardzo utalentowani...

- To nie jest tylko wynik talentu. Osi jest bardzo zdeterminowana i pracowita. Ma bardzo fajną osobowość i głęboko zaszczepione wartości. To efekt działania naszych rodziców. Myślę, że to bardzo ważne, szczególnie w dzisiejszym świecie. Jest nie tylko piękną kobietą, ale działa tu piękno jej osobowości. Myślę, że to jest właśnie prawdziwe piękno. Super, że zdecydowała się pracować jako modelka, ale to w moim rozumieniu sprawa drugorzędna.

Utrzymujesz kontakt z rodzicami?

- Moja mama modli się za mnie cały czas. Kiedy idę na trening, kiedy wchodzę na ring... Czasem jestem zmęczony treningami. Dzwonię do mamy z Vegas, mówię, że jestem zmęczony. A ona na to: "Nie przejmuj się, jesteśmy z tobą w modlitwie". Czasem przychodzi mi do głowy: "No tak, jesteście ze mną w modlitwie, ale to ja muszę wstać o piątej, żeby biegać". Wiem, że muszę ze swojej strony zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel.

Mówisz z dużą wdzięcznością o rodzicach. Za co jesteś im najbardziej wdzięczny?

- Za to, że nie powiedzieli mi nigdy, że czegoś nie potrafię zrobić, że nie dam rady. Zawsze, kiedy podejmowałem jakąś decyzję, mówili mi: "Super, na pewno sobie poradzisz". Dawali mi zawsze pozytywną motywację i przekaz właściwych wartości. Zawsze będę im za to wdzięczny. Będę chciał to także przekazać swojemu potomstwu.

Więcej informacji o Izu Ugonoh znajdziesz na: https://web.facebook.com/iugonoh/.