Dzieci z ulicy diabła i zemsta dżu-dżu

Jan Hlebowicz

publikacja 26.01.2016 22:40

- Piękno, zbytek, nędza i miłość mają to samo prawo na ulicy. Śmiech miesza się z przekleństwem, słowa błogosławieństw z kopaniem po twarzy. Jest Jezus Chrystus i Matka Boska, a także śpiew muezina i... czary. Taka jest Afryka - mówi Krzysztof Błażyca.

Dzieci z ulicy diabła i zemsta dżu-dżu Krzysztof Błażyca, dziennikarz "Gościa Niedzielnegp", opowiedział o swoich niezwykłych podróżach do Afryki Jan Hlebowicz /Foto Gość

W Centrum Kultury im. Jana Pawła II na gdańskiej Morenie 26 stycznia odbyło się spotkanie z Krzysztofem Błażycą, podróżnikiem i dziennikarzem "Gościa Niedzielnego". Reporter opowiedział o swoich licznych podróżach do Afryki, których pokłosiem jest niedawno wydana książka pt. "Tego drzewa nie zetniesz".

Mówił m.in. o problemach, przed którymi stają posługujący w Afryce misjonarze. Jednym z nich są... czary. - Na przykład w Tanzanii ludzie wierzą, że jeśli w miejscu poszukiwań złota położą część ciała młodej kobiety, to przyniesie im to szczęście - odnajdą cenny kruszec i staną się bogaci. W jednej z wiosek pewien mężczyzna zajmował się pozyskiwaniem fragmentów ludzkiego ciała, które następnie oddawał czarownikom... Czary to również duży problem duszpasterski, ponieważ osoby, które wierzą w czary, bardzo często są także chrześcijanami. Z jednej strony idą w niedzielę do kościoła, a z drugiej, kiedy potrzebują pieniędzy albo pomocy w chorobie, wracają do czarów - tłumaczył dziennikarz.

- Podczas jednej z podróży poznałem sympatycznego starszego mężczyznę. Nazywał się Papa Simon. W jego rodzinie zmarło aż 26 dzieci. Pewnego dnia na skutek deszczu zawalił się jego dom i woda wypłukała zakopane obok chaty dżu-dżu, czyli fetysze. Były wśród nich m.in. czaszki małego psa oraz krokodyla i kawałek noża. Papa Simon jest katolikiem, ale wierzył, że nieszczęścia, które spotykały go w życiu, są "zemstą dżu-dżu" - opowiadał Krzysiek.

Mówił także o prowadzonym przez polskiego misjonarza Jacka Rakowskiego zambijskim "Domu Nadziei". Jest on otwarty dla dzieci z tzw. Devil's Street, czyli ulicy diabła, znajdującej się w bezpośrednim sąsiedztwie największych slumsów. - Jednym z dzieciaków, którym pomógł Jacek, jest Ruben. Chłopak trafił na ulicę w wieku 6 lat. Był gwałcony, bity, często zasypiał głodny, bez ubrania. Jacek pomógł odnaleźć Rubenowi rodzinę. Chłopak wyszedł na prostą. Jednym się udaje, innym nie - podkreślił dziennikarz. - Nie udało się choćby małej Susan. Poznałem ją, gdy miała 2 latka. Cała brudna, żyła wśród śmieci, fetoru palonych opon. Jej mama miała 16 lat. Obie zmarły dwa lata później - opowiadał podróżnik.

Na koniec Krzysztof, który jest także współtwórcą Fundacji "Razem dla Afryki", zaapelował o pomoc w budowie schroniska dla ofiar handlu ludźmi. Więcej szczegółów TUTAJ.

Prelekcji towarzyszyła wystawa fotograficzna pt. "Daleko jest blisko - Kuraya na gukuhi", przedstawiająca niezwykłe zdjęcia zrobione przez podróżnika w Ugandzie, Tanzanii, Kenii, Nigerii i Zambii. - To fotograficzna wędrówka, w której najważniejsi i najpiękniejsi są spotykani po drodze ludzie - podkreśla autor.

Dlatego na wystawie znalazły się portrety ostatniej z żyjących żon wodza klanu Bakhone, kilkuletniej księżniczki z wioski Uduophori, uśmiechniętej przekupki z Mombasy czy dr Pauli Kahumbu, walczącej o ocalenie słoni. - Jest też drastyczny świat slumsów z pytaniem o przyszłość afrykańskiego dziecka szukającego szczęścia na ulicy. W swoim założeniu ta wystawa to mozaika, której przesłaniem są proste słowa kard. Charlesa Lavigerie'ego: "Pokochajcie Afrykę!" - dodaje K. Błażyca.

Więcej na temat podróży Krzysztofa Błażycy w 6. numerze "Gościa Gdańskiego" na 7 lutego.