Polska Ameryka

ks. Rafał Starkowicz

publikacja 10.02.2016 01:07

O tym, jak łączyć historię z nowoczesnością, orzełku z czapki polskiego celnika i etosie miasta z Wojciechem Szczurkiem, prezydentem Gdyni, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

Polska Ameryka - Prof. Janusz Czapliński, który od lat prowadzi badania dotyczące jakości życia, twierdzi, że w tej dziedzinie Gdynia zajmuje pierwsze miejsce w Polsce - mówi z dumą prezydent miasta Wojciech Szczurek ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość

Ks. Rafał Starkowicz: Podkreśla Pan często wyjątkowość Gdyni. Na czym ona polega?

Wojciech Szczurek: Analizując dzisiejszą sytuację socjologiczną Gdyni i porównując ją z innymi miastami, warto zwrócić uwagę, że już samo jej powstanie było czymś unikatowym w historii Polski. Stworzono ją od podstaw. Podobnie, jak powstawały miasta w Ameryce. W 1920 roku w amerykańskim wydaniu "National Geographic", jednego z najbardziej znanych na świecie czasopism, ukazało się zdjęcie plaży z kilkoma rybackimi szopami, pod którym zamieszczono nieco ironiczny podpis: "Tu Polska zamierza zbudować swój Nowy Jork". 10 lat później to miejsce wyglądało zupełnie inaczej, Gdynia miała już prawa miejskie. A po 3 latach była największym portem na Bałtyku... Dzisiaj w miejscu, które przedstawiała fotografia, znajduje się znany wszystkim skwer Kościuszki.

Mówi się o niej, że powstała z morza i marzeń...

To właśnie trochę jak z Ameryką. Gdynia była dla Polaków jakimś snem, marzeniem... Gdy śledzi się historie Polaków, którzy wyjeżdżali za ocean, można powiedzieć, że niesieni oni byli nie tyle wiedzą, jak tam jest, ale swoimi marzeniem. Myśleli: "Wyrwę się z biedy, z braku perspektyw, do miejsca, gdzie spełniają się marzenia. Znajdę tam pracę i stworzę godziwe warunki dla życia mojego domu". Gdynia dla Polaków XX-lecia międzywojennego była właśnie taką Ameryką. Tworzyła ją mozaika różnych polskich dróg.

Przybyli tu ludzie z różnych stron kraju...

Doświadczyłem tego w mojej rodzinie. Moi rodzice urodzili się w Gdyni. Pamiętam jednak opowieści moich dziadków. Obaj przybyli do Gdyni w latach 20. XX w. Jeden trafił tutaj jako powstaniec wielkopolski. Warto przypominać, że to było jedyne zwycięskie polskie powstanie. Poczucie obowiązku służby Polsce spowodowało, że oddział powstańczy nie został rozformowany, ale zgłosił się do służby wolnemu państwu polskiemu. Z jego żołnierzy utworzono zalążki służby polskiej administracji celnej. Dziadek najpierw na chwilę trafił na granicę polsko-rumuńską, później w Gdyni zakładał pierwszy Urząd Celny. To ciekawe, że jego funkcjonowanie zaczęło się od działań zaledwie dwóch powstańców wielkopolskich. Drugi dziadek przybył tu z Ostrowca Świętokrzyskiego. Inna legenda, choć też bardzo narodowa. Jak sam mawiał, trafił do Gdyni w jednych butach i jednej koszuli. Był niezwykle przedsiębiorczy. Gdy wybuchła wojna, był właścicielem firmy, która zatrudniała 150 osób. Zrealizował genialny pomysł. Jego firma zajmowała się czyszczeniem kotłów statków napędzanych turbinami parowymi. Tutaj spełniały się sny.

Różne spojrzenia na świat musiały prowadzić do ścierania się poglądów.

- Pamiętam rozmowy prowadzone przez dziadków w latach 70. Dziadek Szczurek bardzo pielęgnował tradycję narodową. Gdy byłem młodym chłopakiem, ofiarował mi orła w koronie ze swojej czapki przedwojennego celnika. Dzisiaj orzeł w koronie nikogo nie dziwi. A w latach 70. wisiał w moim pokoju, wyeksponowany na najważniejszym miejscu. Był symbolem wolnej Polski. Dziadek Tryliński był natomiast z tradycji piłsudczykiem. Prowadzone przez nich dyskusje były cudowną lekcją historii. Przebijała z nich wielka troska o Polskę.

Czy właśnie to tworzy swoisty genius loci tego miasta?

Gdynia powstała na kaszubskiej ziemi. To, co działo się tu wcześniej, stanowi rdzeń naszej tradycji i wartości. Zawsze o tym pamiętamy. Niezależnie od tego, skąd gdynianie przybywali, traktowali to z wielkim szacunkiem. Nad tą ziemią i tradycją pochylali się i ją akceptowali. Miałem przyjemność, już jako prezydent miasta, rozmawiać z Janem Skwierczem, przedstawicielem znamienitego kaszubskiego rodu. Opowiadał o tym, gdy jako 16-latek spacerował z Antonim Abrahamem dzisiejszymi ulicami Świętojańską i Starowiejską. Historia, wydawałoby się, bardzo odległa. Ale ten pomost historyczny istnieje.

Z tych opowieści wyłania się obraz miasta bez skazy i niesprawiedliwości. Czy taka właśnie Gdynia była?

Nie chcę idealizować tego świata. Podobnie, jak w miastach amerykańskich, był to trochę dziki zachód. Bogactwo sąsiadowało tutaj z biedą, po drodze był też kryzys gospodarczy... Ale miasto to miało niezwykłą dynamikę rozwojową. Gdy dzisiaj patrzę na Gdynię, na aktywność i nowoczesność mieszkańców, nie mam cienia wątpliwości, że korzenie tkwią w tamtym czasie. A wysiedleni w czasie wojny gdynianie po jej zakończeniu w ogromnej większości wrócili do swoich domostw. Dzięki temu udało się utrzymać tę tkankę społeczną budowaną w okresie międzywojennym. Potem pojawiały się różne momenty, które Gdynię znowu otwierały: stocznia, Polskie Linie Oceaniczne... Setki gdynian podróżowały po świecie. Tu, w Gdyni, nikt nikomu nie opowiadał, jak wygląda świat... Wszyscy wiedzieli, jak on wygląda. A praca na morzu kreowała także pewną zamożność.

Później przyszedł czas przemian...

Wybuch wolności w latach 90. trafił na bardzo dobry fundament. Gdynianom towarzyszyło poczucie, że żyją w bardzo szczególnym miejscu. Odczuwali symboliczną rolę Gdyni, to, że jest ona oknem na świat i symbolem wolnej Polski. Powodowało poczucie dumy mieszkańców. Dzisiaj chcemy o tym pamiętać, ale z drugiej budujemy nowoczesną rzeczywistość miasta.

Czym dzisiaj dla Polski jest Gdynia?

Mamy głęboką świadomość wspólnoty, którą tworzymy - państwa, narodu. Ale zawsze w historii świata występowały także czynniki wynikające ze swego rodzaju patriotyzmu lokalnego. On daje poczucie pewnej swoistości. Złą rzeczą jest to, gdy ta tożsamość przybiera kuriozalne formy i staje się ślepa na otoczenie, jeżeli prowadzi ku zamknięciu się człowieka i społeczeństwa.

Tak czasem opisuje się rywalizację Gdyni z Gdańskiem.

Lekkość dziennikarzy w budowaniu takiego opisu świata powoduje, że przekazywana refleksja i rzeczywistość dookoła to są dwie różne rzeczy. Dzisiaj, ze względu na nowe sposoby komunikowania się, często próbuje się opisywać tę rywalizację w sposób przypominający rozgrywki między Arką a Lechią. To nieprawdziwy obraz.

Ta rywalizacja nie istnieje?

Sopot, Gdynia, Wejherowo, Tczew, Pruszcz, Kościerzyna, Kartuzy, Puck, wiele pomorskich wspaniałych miast ma swoją tradycję i historię. One nie chcą się zlewać w jedno. To, że dbają o swoje dziedzictwo, jest ich potencjałem. Odwoływanie się do wartości, które tworzą te wspólnoty, to - moim zdaniem - rzecz pozytywna. Pokazuje drogi skuteczniejszego, lepszego niż inni rozwiązywania pewnych zagadnień. Trzeba pamiętać, że to, co tworzyło w historii pewien rodzaj rywalizacji, było w gruncie rzeczy jednym z najsilniejszych motorów napędowych rozwoju cywilizacji. To powodowało, że świat chciał się zmieniać, a ludzie szukali nowych, ciekawszych rozwiązań. Odwołam się do pierwszego z brzegu przykładu. Bardzo podoba mi się rywalizacja pomiędzy pomorskimi miastami w zakresie poziomu edukacji. Znakomite licea, próbując między sobą rywalizować, w gruncie rzeczy dodają pewną wartość wynikającą z budowania jakości.

Czy oprócz rywalizacji nie potrzeba także współdziałania?

Uczestniczymy w swego rodzaju wyścigu o lepszą, nową jakość życia mieszkańców. A jednocześnie bardzo silnie czujemy się częścią wspólnoty pomorskiej. Szukamy dobrych, mądrych rozwiązań, które pozwalają w realiach Pomorza widzieć szanse rozwojowe także i innych miast. Sąsiedztwo, które nas otacza, jest dla nas szansą. Potencjał ponadmilionowej aglomeracji jest ogromnym rynkiem. Ten potencjał dużo skuteczniej przyciąga inwestorów i gwarantuje rozwój w przyszłości. Gdynia zawsze była liderem w działaniach podejmowanych realnie w obszarze trójmiejskim. Wspomnę chociażby uruchomiony w ubiegłym roku największy w Polsce projekt w dziedzinie komunikacji, jakim jest system Tristar. Realizujemy wspólnie z marszałkiem projekt kolei metropolitalnej. To wielkie historyczne wyzwanie, które będzie zmieniało rzeczywistość. Czujemy także oczekiwania mieszkańców dotyczące pełnej integracji komunikacji między SKM, PKM, Zarządami Komunikacji Miejskiej w Gdańsku, Gdyni Tczewie, Wejherowie. Choć jest to projekt trudny, kosztowny i złożony, próbujemy go wspólnie realizować. Trudności w tej dziedzinie wynikają tak naprawdę z prozaicznych rzeczy. Gdybyśmy dzisiaj dostali odpowiednie narzędzia prawne, nie stanowiłoby to problemu.

Gdynia zawsze stawiała na nowoczesność.

To prawda. Staramy się być wierni tej zasadzie. W minionym roku powstały przynajmniej dwie inwestycje, które to pokazują. W pełni nowoczesne Gdyńskie Centrum Filmowe ukazuje bardzo silne wątki wiążące gdyńską kulturę z polskim filmem. To jednak miejsce, które nie tylko służy filmowi. Wraz z kolejką, która wozi gości aż pod krzyż na Kamiennej Górze, stanowi otwartą przestrzeń, gdzie ludzie lubią się spotykać. Przedsięwzięcie okazało się ogromnym sukcesem. Kolejka przewiozła już setki tysięcy osób. A w Centrum Filmowym w ciągu zaledwie kilku miesięcy jego działania odbył się nie tylko Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, ale także Festiwal "Niepokorni. Niezłomni. Wyklęci". Były też liczne koncerty i spotkania z twórcami. Te działania wypełniły to miejsce życiem. W Gdyni często mówimy o historii, tradycjach, wartościach. Ale mówimy o tym w sposób nowoczesny i w nowoczesnych miejscach. A takim jest właśnie Gdyńskie Centrum Filmowe. Podobnie nowoczesnym projektem zrealizowanym w ubiegłym roku jest Muzeum Emigracji. Powstało ono w budynku Dworca Morskiego. Zbudowano go w okresie międzywojnia, pod znakomitym, niemalże symbolicznym adresem: ul. Polska 1.

Temat emigracji to raczej bolesna część naszej historii. Dotyka nas także i dzisiaj.

Emigracja zawsze była dramatem, zarówno dla ludzi, którzy musieli podejmować taką decyzję, jak i narodu oraz kraju, który opuszczali. Skoro jednak podejmowali tę decyzję, musimy pamiętać, że naszym obowiązkiem jest budowanie pomostów pomiędzy nimi a Polską. Muzeum jest właśnie pomostem pomiędzy tymi, którzy takie dramatyczne losy przeżywali, a ich krajem, z którym wiążą ich bardzo szczególne więzi. Musimy o nich pamiętać. Ale także przypominać im, że są dla nas ważni. Trzeba docenić też wszystkie instytucje, które służą temu zadaniu, w tym także polskie parafie, które rozsiane po całym świecie tę polskość podtrzymywały, rozkrzewiały i tworzyły realne wspólnoty Polaków. Muzeum ukazuje całą historię emigracji - od jej początków, aż do współczesności. Jest ciekawą lekcją patriotyzmu, polskości, ale też opowiada o ważnych elementach związanych z historią naszego miasta.

Został Pan ostatnio wyróżniony laurem Samorządowca Roku 2015.

Dostrzegam w tym wyróżnieniu docenienie tego, co w ciągu 25 lat udało się zrobić całemu zespołowi ludzi. To laur dla gdyńskiego samorządu i zauważenie, że to, co się wydarzyło w Gdyni, jest warte tego, by pokazać to w kraju. W naszej pracy - nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości - kluczową sprawą jest świadomość, że najbardziej istotnym podmiotem są mieszkańcy naszego, mojego miasta. Miasta, w którym żyję, dla którego pracuję, miasta, którego jestem prezydentem.

Czym jest dla Gdyni zbliżająca się 90. rocznica jej powstania?

Jubileusz miasta to okazja do tego, by z jednej strony zatrzymać się na chwilę, by pomyśleć i powiedzieć trochę o historii. O tym, co budowało Gdynię i co zmieniało ją w tym 90-leciu. Stąd z jednej strony przed nami uroczysta sesja Rady Miasta i Msza św. w intencji lokalnej społeczności, a z drugiej strony dyskusje, które będą otwierały nowy rozdział Gdyni. Ci, którzy ją budowali, poprzeczkę postawili nam naprawdę wysoko. Przed nami także bardzo konkretne, realne i twarde marzenie, które stanie się rzeczywistością w ciągu najbliższych kilkunastu lat. Chcemy, by powstało nowe Śśródmieście Gdyni, na miarę XXI wieku, na miarę takich wyzwań, do których Gdynia jest przyzwyczajona. Te wyzwania kiedyś zrodziły to miasto. Ale muszą powodować, że współczesne pokolenie udowodni, że duch, siła, determinacja, umiejętności działania to coś, co jest w genach miasta. Dzisiaj próbuje się nam wmawiać, że aby być nowoczesnym, trzeba zrywać z historią. To z gruntu nieprawdziwy pogląd. Gdynia jest tego żywym dowodem. Nie da się budować w sposób zdrowy i mądry nowoczesności, bez silnego systemu wartości i tradycji. Dopiero połączenie tych dwóch czynników tworzy podwaliny pod dynamiczne zmiany, które mogą otwierać zarówno Polskę, jak i miasta na przyszłość.