publikacja 04.08.2016 00:00
O dzieciach pełzających jak węże, szamanach, którzy nie leczą, i niepełnosprawności traktowanej jako przekleństwo i hańba opowiada Modeste Habiyaremye.
Rwandyjczyk przyleciał do nas na ŚDM.
Jan Hlebowicz /Foto Gość
Jan Hlebowicz: Mówisz: „Gdyby nie zakonnice, skończyłbym na ulicy, gdzie czekałaby mnie śmierć”...
Modeste Habiyaremye: Jestem sierotą. Trzy lata po ludobójstwie w Rwandzie wybuchła kolejna wojna, obejmująca północ kraju. Pewnego razu do naszej wsi weszły wojska. Zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia domu i zamieszkania w specjalnym obozie. Tam panowały straszne warunki. Wybuchła epidemia, w wyniku której straciłem mamę i tatę. Zostałem sam. Byłem skazany na życie na ulicy. Na szczęście w moim życiu pojawiły się Siostry od Aniołów...
Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.