Ksiądz, żołnierz, bohater z Kaszub

Jan Hlebowicz Jan Hlebowicz

publikacja 21.07.2017 14:40

O barwnym życiu ks. Józefa Wryczy opowiada dr Krzysztof Korda, historyk.

Ksiądz, żołnierz, bohater z Kaszub Krzysztof Korda obronił rozprawę doktorską na Uniwersytecie Gdańskim poświęconą ks. Wryczy. Praca ukazała się drukiem Materiały prasowe

Jan Hlebowicz: Podczas ostatnich Targów Książki Kaszubskiej i Pomorskiej w Kościerzynie Pańska praca "Ks. ppłk Józef Wrycza (1884-1961) biografia historyczna" zdobyła główną nagrodę w kategorii opracowania naukowe. Skąd pomysł na taką właśnie książkę?

Krzysztof Korda: To odpowiedź na apel śp. prof. Gerarda Labudy, aby upamiętnić wybitnych Pomorzan poprzez pisanie ich naukowych biografii. Profesor wypowiedział te słowa na II Kongresie Kaszubskim i mimo że od tego czasu upłynęło ponad 20 lat, to biografistyka pomorska nadal jest dziedziną nauki mało rozpoznaną. Brakuje nam jeszcze bardzo wielu naukowych opracowań.

Bohater książki urodził się w 1884 r. w Zblewie na Kociewiu, czyli w zaborze pruskim. Był buntownikiem już od wczesnej młodości...

Mawiał o sobie, że nie miał w życiu dwóch rzeczy - strachu i pieniędzy. I rzeczywiście tak było. Od najmłodszych lat, już jako gimnazjalista, związał się z filomatami pomorskimi. Potajemnie studiował polską literaturę, historię, geografię. Z tego powodu stanął przed prokuratorem pruskim. Mógł nawet zostać wyrzucony ze szkoły z wilczym biletem, jak jego koledzy, ale na szczęście nie znaleziono przeciw niemu obciążających dowodów. To właśnie wtedy nauczył się konspiracji, a doświadczenie z młodości mocno wpłynęło na jego późniejszą postawę.

10 lutego 1920 r. ks. Wrycza stanął u boku gen. Hallera w Pucku. Podobno sprzeciwił się dowódcy, gdy ten poprosił go o skrócenie kazania. To prawdziwa anegdota czy legenda powtarzana od lat na Kaszubach?

Rzeczywiście, ks. Wrycza w imieniu wojska polskiego oraz duchowieństwa wygłosił kazanie podczas zaślubin Polski z morzem w Pucku. Pogoda tego dnia była paskudna, dlatego gen. Haller chciał, aby kapelan skrócił kazanie. Ale ks. Wrycza się na to nie zgodził. Postawił się generałowi i zrobił po swojemu. Na szczęście. Kaszubi podczas płomiennego kazania płakali. Nadeszła chwila wolności, na którą czekali aż 148 lat, tj. od 1772 roku. To najważniejsza chwila w życiu ks. Wryczy - czas wejścia na karty historii, a także moment narodzin jego legendy.

Za swoją postawę podczas wojny z bolszewikami odznaczony został krzyżem walecznych. Walczył na "pierwszej linii"?

Był bardzo blisko żołnierzy. Wspierał ich, motywował, dodawał otuchy, gdy szli na pierwszy front. Jeden z żołnierzy wspominał, że w walkach nad Berezyną w 1920 r. ks. Wrycza "jako kapelan z karabinem w ręku atakował front bolszewicki". Dowódca pułku Władysław Koczorowski wnosił o odznaczenie księdza m.in. dlatego, że mimo choroby nie opuścił żołnierzy, "ponieważ jego głębokie patriotyczne przekonanie i uczucie na to nie zezwalało, a z drugiej strony chciał on sam żołnierza do wytrwania zachęcić".

Ks. Wrycza to osobowość złożona i trudna do zaszufladkowania. Z jednej strony narodowy bohater, z drugiej - człowiek o trudnym charakterze.

W 1924 r. ks. Wrycza przybył jako nowy proboszcz do Wiela, miejscowości i parafii, z którą miał związać się niemal do końca życia. We wspomnieniach zapisał się jako osoba o grubej skórze, ale gołębim sercu. Potrafił zrazić do siebie dużą część parafii, ale kiedy komuś działa się krzywda, stał na czele komitetu pomocy. Tryskał energią i pomysłami. W parafii upowszechniał różnego rodzaju kółka nie tylko religijne, ale także rolnicze, wojackie (paramilitarne). Był także dobrym gospodarzem. Dbał o kościół i o kalwarię wielewską.

Czym zrażał do siebie parafian? Zaangażowaniem politycznym? Był przecież nie tylko stronnikiem Narodowej Demokracji, ale jednym z jej liderów na Pomorzu.

Polityka bardzo zajmowała ks. Wryczę. Zdaniem niektórych jemu współczesnych - za bardzo. Był szefem ugrupowania na Pomorzu, lokalnym radnym. Wchodził w spory personalne, ale wynikały one głównie z tego, że w parafii pojawił się inny, lokalny przywódca z odmiennego ugrupowania i do tego żyjący na bakier z Kościołem. Być może ks. Wrycza nie zostałby politykiem, gdyby nie przewrót majowy z 1926 r., przeprowadzony przez Józefa Piłsudskiego. Duża część Pomorzan miała poglądy endeckie. Wynikało to z wdzięczności dla postawy Romana Dmowskiego za zabiegi o przyłączenie Pomorza do Polski. Kiedy na skutek przewrotu odsunięto od władzy rząd Wincentego Witosa współtworzony przez endecję, wielu Pomorzan protestowało. To spowodowało także większe zaangażowanie ks. Wryczy w politykę.

Za jego postawę spotykały go szykany ze strony sanacji.

Policja polityczna w II RP rozpracowywała ks. Wryczę, śledziła, spisywała kazania. Działania sanacji były ohydne. Podobnie postępował wobec księdza, mimo że po wojnie, w całkowicie innej rzeczywistości, komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa.

W jakich okolicznościach ks. Wrycza rozpoczął działalność niepodległościową po 1 września 1939 r.?

Ksiądz podpułkownik Wrycza był przed wojną prezesem pomorskim Towarzystwa Powstańców i Wojaków. Związek skupiał powstańców wielkopolskich i żołnierzy walczących w I wojnie światowej. Wojacy organizowali ćwiczenia, strzelanie, rzut granatem itp. Do swoich ćwiczeń zapraszali także młodzież. Prowadzili działalność paramilitarną. Związek skupiał kilka tysięcy członków. I to doświadczenie przydało się księdzu w czasie II wojny światowej. W 1939 r. czworo młodych Kaszubów założyło partyzantkę o nazwie "Gryf Kaszubski". Jeden pośród jego założycieli był związany z przedwojennym towarzystwem wojackim ks. Wryczy. Dla partyzantów z "Gryfa" kapłan był autorytetem. To oni poprosili go o przystąpienie do organizacji. Zgodził się, w 1941 r. stanął na jej czele (zwanej odtąd "Gryfem Pomorskim"), ale nie walczył, pełnił funkcję symboliczną. Jego obecność sprawiała jednak, że organizacja cieszyła się większym uznaniem, a ludzie, wiedząc, że na jej czele stoi legendarny ksiądz podpułkownik, chętnie włączali się w działalność niepodległościową.

Gestapo stale "deptało po piętach" ks. Wryczy. Uniknięcie aresztowania przez cały okres okupacji było wyczynem.

Ludzie przekazywali sobie z ust do ust kolejne rewelacje o jego spektakularnych ucieczkach przed gestapo. To były plotki, legendy, mity, ale pozytywne, które wzmacniały miejscowych, powodowały w nich dumę, że człowiek im znany, polski ksiądz, Kaszub, uciekł znienawidzonym hitlerowcom.

W czasie wojny powstawały nawet dowcipy na temat ks. Wryczy...

Oto jeden z nich: "Niemcy znaleźli ciało ks. Wryczy i przeprowadzili sekcję zwłok. Otwierają głowę, a tam Polska. Otwierają serce, a tam Bóg. Przeprowadzają sekcję dalej. Gdzie ma Niemców?  Patrzą: w d...".

Rok 1945. Upragniony koniec wojny. Jednak reżim brunatny został zastąpiony czerwonym.

Ks. Wrycza wrócił do zniszczonej parafii. W Wielu mieszkały rodziny, których członkowie ponieśli śmierć dla duchownego. Woleli zginąć, niż zdradzić miejsce jego ukrycia. Po wojnie proboszcz zabrał się energicznie za pracę w parafii, w powołanie spółki rolniczej, reaktywowanie banku. Chciał pomóc rodzinom, które z jego powodu cierpiały. Według UB, proboszcz wielewski chciał reaktywować pomorską endecję. W Wielu pracował do 1948 r., następie poprosił o przeniesienie. Urazy wojenne rodzin, które cierpiały dla księdza, goiły się zbyt wolno. Stąd taka decyzja. Trafił do Tucholi. Nie potwierdziły się współcześnie funkcjonujące anegdoty, które mówią o rzekomym zaangażowaniu księdza w drugą konspirację. Permanentne inwigilacja i szykany ze strony UB zmierzały do usunięcie ks. Wryczy z probostwa w Tucholi. Tak też się stało. Mając 75 lat, przeszedł na emeryturę. Dwa lata później, w 1961 r., zmarł.

Do dziś pamięć o ks. Wryczy na Pomorzu jest bardzo silna.

Ks. Wrycza był postacią wielką, ale i kontrowersyjną. Był Kaszubą, Pomorzaninem z krwi i kości. Jego pradziadowie żyli na Pomorzu od wieków. Był więc swój. Ludzie mogli mu zaufać. Nie lubił Piłsudskiego. Podobnie, jak duża część Pomorzan - gorliwych katolików - nie lubiła marszałka, byłego ewangelika. Ksiądz był bohaterem powrotu Pomorza do Polski. Był jedynym Kaszubą, który w 1920 r. zajmował tak wysokie stanowisko w wojsku podczas zaślubin w Pucku. Był bohaterem bitwy pod Warszawą w sierpniu 1920 r. oraz gospodarzem, budowniczym kończącym kalwarię wielewską. Miał wiele zasług. Jest dla Kaszubów autorytetem, jednym z nich, ich dumą.