Za burtą

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 50/2017

publikacja 14.12.2017 00:00

− Pewnie to wyparcie albo zwykła naiwność, ale ja wierzę, że dziadek żyje. To jest wojownik. Nie umiem sobie wyobrazić, by się poddał i nie zrealizował do końca swojego marzenia o rejsie dookoła świata − mówi wnuczka Paulina Kocan.

Nikt w rodzinie nie dopuszcza do siebie myśli o śmierci  pana Stanisława. Nikt w rodzinie nie dopuszcza do siebie myśli o śmierci pana Stanisława.
Anna Rębas

Starsze małżeństwo z Gdańska wypłynęło 2 listopada z Wysp Kanaryjskich na swoim 14-metrowym jachcie „Vagant”. Zamierzali przepłynąć Atlantyk, kierując się na Barbados. To był kolejny etap w ich wymarzonym rejsie dookoła świata. Pod koniec listopada media obiegła informacja o zaginięciu Polaków. Jak doszło do tragedii? I co właściwie się wydarzyło?

Nie dla nich kapcie i telewizor

− To było ostatnie i największe pragnienie dziadka. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że od kilkudziesięciu lat prowadził swoją „listę marzeń”. Było tam wiele punktów, które systematycznie odhaczał − mówi Paulina. Wyjechać w góry na narty. Oczywiście. Nauczyć się nurkowania. Proszę bardzo. Wyprawa w Alpy. Jasne. Wypłynąć z żoną w rejs dookoła świata na własnym jachcie. A czemu nie? – Wszystkie punkty realizował, bo razem z mamą są bardzo aktywnymi emerytami. Kapcie i „Moda na sukces” w telewizji to nie dla nich − opowiada córka Hanna Dąbrowna-Kocan.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.