– To dla mnie wiele znaczy, że w mojej sytuacji mogę usiąść przy stole, spotkać się z życzliwością, zaśpiewać kolędę. Wspominam wtedy czas, kiedy miałem dom – mówi pan Ryszard, bezdomny, uczestnik wigilii dla potrzebujących.
Pan Ryszard (imię zmienione) jest po siedemdziesiątce. Miał kiedyś duży dom pod Gdańskiem. – Całkiem nieźle wtedy zarabiałem – mówi. Początkiem nieszczęść była przedwczesna śmierć żony. Kiedy zachorowała na raka, jeździł z nią po szpitalach, doglądał, gotował obiady… Ale swoją walkę z chorobą przegrali.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.