– W czasie ofensywy niemieckiej wieża swarzewskiego kościoła była szczególnie zagrożona, ale żaden pocisk w nią nie trafił – opowiada ks. prał. Stanisław Majkowski, proboszcz parafii. – Mieszkańcy, którzy to pamiętają, mówią, że wyglądało to tak, jakby ktoś te pociski przenosił. Padały przed albo za kościołem. Zginęła tylko jedna osoba. Panienka nas obroniła – dodaje.
To wydarzenia z czasów II wojny światowej, ale cuda w Swarzewie dzieją się od niepamiętnych czasów. Już sama historia pojawienia się w miejscowości figury Matki Bożej ma znamiona cudowności. Najstarszy przekaz mówi, że pojawiła się ona, gdy jeszcze nie było tam kościoła. Niepozorną, 66 centymetrową rzeźbę Maryi trzymającą nagie Dzieciątko, które wznosi prawą dłoń do błogosławieństwa, ustawiła w pobliżu wiejskiej studzienki załoga ocalała z tonącego okrętu. Marynarze prosili o ratunek i zostali wysłuchani. Potem miejscowa ludność wybudowała Madonnie kapliczkę. W XV w. figurę przeniesiono do kościoła w Helu. Szalejąca tam w kolejnych stuleciach reformacja nie oszczędziła rzeźby Matki Bożej. Wyrzucono ją w morze. Figurka niesiona prądami zatoki, wróciła do Swarzewa. Od tamtej pory mieszkańcy pieczołowicie strzegą niezwykłej rzeźby, darzą ją czcią, a kult maryjny się szerzy.
Maryja nie skąpi Kaszubom swojej opieki. Świadectwem tego są liczne cuda. W sanktuarium jest ponad 200 darów wotywnych – symboli dziękczynienia za otrzymane łaski. – Wśród cudów ostatnich lat mogę wymienić uzdrowienie dziecka z Gliwic z przewlekłej choroby układu oddechowego oraz wymodlenie syna przez bezpłodną parę. Zawsze trzeba wierzyć, modlić się i powierzać sprawy Panu Bogu, ale samemu też działać – tłumaczy ks. prałat.
Oprócz tych niezwykłych znaków, dzieją się też cuda o nieco innym charakterze. – W czasie tygodniowego odpustu rozdajemy około 16 tysięcy komunii – wyjaśnia ks. Majkowski. Tłumy ludzi przystępują też do spowiedzi świętej. – Wokół kościoła i na przykościelnym placu rozstawione są konfesjonały. Jest ich ponad 20. Kolejki chętnych do spowiedzi nie mają końca – mówi ks. Radosław Belling, wikariusz z parafii św. Józefa w Gdyni, kiedyś pracujący w puckiej farze. Niewątpliwie każdy odpust w Swarzewie jest czasem szczególnej łaski. Rozpoczyna się 8 września. W tym dniu 1937 roku za zgodą papieża Piusa XI doszło do uroczystej koronacji Matki Bożej Swarzewskiej na Królową Polskiego Morza. Do Swarzewa na przypadające w ten dzień święto Narodzenia NMP przychodzą tłumy pielgrzymów z sąsiednich kaszubskich parafii oraz z Gdyni, Wejherowa, Rumi, Redy, Pucka i Żarnowca. 9 września – w niedzielę – gromadzą się na uroczystej sumie odpustowej. Odpust trwa cały tydzień. – Chodzę do Swarzewa od czterech lat. Wiele razy szłam do Częstochowy, ale pobożność kaszubska jest inna od tej widzianej w Częstochowie. Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, niemal wyssana z mlekiem matki – mówi Ina Nycz, urzędnik samorządowy z Gdyni. – Jeżeli masz wątpliwości czy iść, to po prostu spróbuj. A potem osądzisz, czy było warto. Jeden dzień to nie jest tak dużo – zachęca ks. Majkowski.
– Trzeba pamiętać, że pielgrzymka ma przede wszystkim wymiar pokutny. I to że będzie trochę niewygodnie, pokropi deszcz, będziesz spragniony, to właśnie tak powinno być. Jak chcesz pokutować, masz świadomość swoich grzechów, to idź – zachęca.
Dorota Kownatke z Werblini: – Chodzenie na pielgrzymkę do Swarzewa to sama radość. Przed ślubem mieszkałam we Władysławowie, tam nie było tradycji pielgrzymowania do Swarzewa. Owszem, jeździłam do Matki Bożej Swarzewskiej z rodzicami, by być na odpuście, ale pielgrzymować do tego miejsca zaczęłam po ślubie, już z Werblini. Pierwszy raz wybraliśmy się z mężem i dziećmi na tę pielgrzymkę 17 lat temu i teraz pielgrzymujemy regularnie. To nasz rodzinny obyczaj. Na Kaszubach jest to tradycja. Dla mnie wszystkie miejsca, w których jest Matka Boża są wyjątkowe. Do Królowej Polskiego Morza chodzimy ze swoimi prośbami, a one bardzo często zostają wysłuchane.