Premiera "Wałęsy" w reżyserii Andrzeja Wajdy zbliża się wielkimi krokami. Nikt filmu jeszcze nie widział, a już zdążył wywołać burzę w mediach. Wszystko za sprawą Henryki Krzywonos...
- Wałęsa miał dar przekonywania, więc został przewodniczącym. Jednak tak naprawdę mieliśmy innego przewodniczącego. Był nim Bogdan Borusewicz. Nieujawniony przewodniczący. Przecież to Borusewicz kręcił tym strajkiem, to on był mózgiem, to on kierował wszystkim - powiedziała słynna tramwajarka w wywiadzie dla tygodnika "Wprost".
Lech Wałęsa liczył na oficjalne dementi tych informacji ze strony aktualnego marszałka Senatu. Tak się jednak nie stało. Pewnie dlatego były prezydent na swoim blogu umieścił krótki list o wymownym tytule: "Borusewicz do płotu". Pisze w nim: "Ty kierowałeś strajkiem kiepski żart (sic!). Na strajkowaniu praktycznie znałeś się jak wół na gwiazdach (...). Stoczyłem wielkie, długie boje byś był w ogóle tolerowany na stoczni".
W innym miejscu były prezydent stwierdza: "Twoje propozycje w różnym czasie, w tym zakończenie strajku, gdyby je zrealizować, położyłyby tamto zwycięstwo". Co ma na myśli? Nie bardzo wiem. Warto jednak przypomnieć, że 16 sierpnia sam Lech Wałęsa jako przewodniczący Komitetu Strajkowego postanowił zakończyć robotniczy protest. Tylko dzięki stanowczemu veto działaczy WZZ, w tym czterech odważnych kobiet - Pieńkowskiej, Walentynowicz, Płońskiej i Ossowskiej, strajk był kontynuowany, a kilkanaście dni później zakończył się zwycięstwem Solidarności. "Ty natomiast byłeś przez okres strajku może dwa razy i to bez aktywności w pobliżu sterowania. Kontaktów między nami żadnych nie było" - podkreśla w liście Wałęsa. Trudno w słowa prezydenta uwierzyć skoro w nocy z 16 na 17 sierpnia posiedzenie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego poprowadził... Borusewicz.
Podobnymi wypowiedziami Wałęsa skutecznie burzy własną legendę. Jego doniosłej roli w proteście sierpniowym nikt (nawet historycy zarzucający Wałęsie współpracę z SB w latach 70.) nie kwestionuje. Legenda "S" nie potrzebuje na każdym kroku podkreślać własnych zasług. Ich potwierdzeniem jest Pokojowa Nagroda Nobla, którą otrzymał w 1983 r.
Pewne jest to, że Wałęsa komunizmu w pojedynkę nie obalił. Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża powstały 29 kwietnia 1978 roku. Pod oświadczeniem założycielskim podpisali się Andrzej Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski i Antoni Sokołowski. I to właśnie przedstawiciele WZZ (w tym również Wałęsa) w 1980 roku wystosowali apel do pracowników Stoczni, by stanęli w obronie Anny Walentynowicz, która na 5 miesięcy przed przejściem na emeryturę została zwolniona z pracy. Jak wiemy dało to impuls do rozpoczęcia robotniczego protestu. Na Pomorzu działały także inne grupy opozycyjne. Środowisko "Bratniaka" (później Ruch Młodej Polski), ROPCiO (punkt konsultacyjno-informacyjny prowadzony przez Tadeusza Szczudłowskiego), KOR (na czele z Bogdanem Borusewiczem, głównym inspiratorem strajku), Studencki Komitet Solidarności, a także niepokorni licealiści. Młodzież, inteligenci i robotnicy konspirowali ramię w ramię. Porozumienia sierpniowe były ich wspólnym dziełem.
Czy Wałęsa "rządził" strajkiem 1980 roku? Jestem pewien, że nie. Jednak jako przewodniczący MKS-u był niewątpliwie jednym z jego liderów. Dzięki swojej charyzmie, zdolnościom przywódczym potrafił skupić wokół siebie innych robotników. Byli też inni członkowie Prezydium MKS (m.in. Gwiazda, Kołodziej, B. Lis, Walentynowicz, Bądkowski), którzy mieli bezpośrednie przełożenie na podejmowane decyzje. Trudno więc wskazać jedną osobę i przypisać jej wszystkie zasługi. Solidarność 1980 roku była sprawnie działającą maszyną napędzaną siłą wielu głów. Przekrzykiwanie się na zasadzie "ja zrobiłem więcej" albo "on był ważniejszy" jest raczej mało poważnym medialnym spektaklem.
Niewątpliwie im bliżej premiery filmu "Wałęsa", tym więcej osób będzie podkreślało swoją rolę w czasie Sierpnia'80. Tymczasem o tym, kto był "wodzem Stoczni" w ogóle nie powinniśmy rozmawiać. Strajk roku 1980 to nie jedna osoba, a cały zespół cichych i... głośnych bohaterów. Bez ich udziału do robotniczego protestu w ogóle by nie doszło. Z pewnością także nie zakończyłby się on tak spektakularnym sukcesem.