Nie wierzę ani premierowi Tuskowi, ani prezydentowi Gdańska Pawłowi Adamowiczowi. Nie wierzę w szczerość i ich wiary, że oddolne inicjatywy obywatelskie zmuszjące władze na dowolnym szczeblu do dialogu z obywatelami, są władzom potrzebne i pomocne.
Podczas niedawnego konwentu samorządowego Platformy - było nie było – Obywatelskiej, premier stwierdził, że tak zwany budżet obywatelski to rzecz słuszna i zbawienna dla samorządowców. Jak to ujął szef rządu, inicjatywa oddolna pozwoli władzy być bliżej obywateli. Tylko czy nasza władza chce być bliżej nas?
Jakiś czas temu prezydent Adamowicz odmówił pewnemu gdańszczaninowi dostępu do umowy dotyczącej zabudowy dawnych terenów stoczniowych. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uznało, że odmowa była bezprawna. Co na to prezydent? Ustami swego rzecznika, Antoniego Pawlaka, stwierdził na łamach lokalnej prasy, iż „Decyzja nie oznacza podważenia naszej odmowy, ale to, że sprawę mamy ponownie rozpatrzyć. Zrobimy to w ustawowym terminie.” Jaki będzie efekt tego „rozpatrzenia” nie trudno się domyślać, a dlaczego włodarz Gdańska (by nie powiedzieć jedynowładca) tak stanowczo broni się przed okazaniem dokumentów? Bo jest lojalny. Lojalność to zaleta dziś nieczęsta, a pan prezydent jest lojalny wobec duńskiej spółki Baltic Property Trust Optima – inwestora planującego zabudować ponad 20 hektarów terenów postoczniowych i budującego Nową Wałową. Ta lojalność zwalnia z obowiązku bycia lojalnym wobec współmieszkańców.
Ale wróćmy do budżetu obywatelskiego. W skrócie rzecz polega na tym, że pewną część budżetu miasta przeznacza się na realizacje inwestycji zaproponowanych przez mieszkańców. Ten prosty patent wymyślono w brazylijskim Porto Alegre w tym samym roku, w którym Polska cieszyła się z pierwszych, w połowie wolnych wyborów parlamentarnych. Na nasz grunt przeszczepili ten pomysł sopocianie, gdzie budżet obywatelski uchwalany jest już od kilku lat. Kilka miesięcy temu miałem okazję uczestniczyć w obradach mieszkańców i sopockich samorządowców, dotyczących ułożenia listy najpilniejszych i najbardziej potrzebnych miastu inwestycji, które należałoby w ramach budżetu obywatelskiego zrealizować. Było gorąco, ale udało się osiągnąć porozumienie czyli kompromis.
I oto podobne „cuda” maja się dziać już niebawem w Gdańsku! 12 postępowych ludzi z klubu radnych PO przekonało prezydenta Adamowicza o słuszności utworzenia budżetu obywatelskiego. Dotychczas pan prezydent nie widział takiej potrzeby, kręcił nosem na oddolną samowolkę. Teraz jednak zgodził się i jak to mówią, „dał zielone światło”.
No i pięknie! Tylko, że moim zdaniem to jest prezydenta Adamowicza ucieczka do przodu. Jego dotychczasowe działania pokazują, że wcale nie pali się do przekazywania choćby odrobiny władzy w ręce mas. Świadczy o tym nie tylko sprawa umowy z duńska firmą ale i na przykład brak konsultacji dotyczących budowy fabryki Weyerhaeusera w Kokoszkach czy bezmyślne i bezduszne zawieszenie znienawidzonego przez stoczniowców napisu z nazwiskiem Lenina na bramie Stoczni Gdańskiej. Przykładów jeszcze trochę by się znalazło.
Jest jeszcze coś – panu prezydentowi Adamowiczowi nie podobają się propozycje zawarte w powstającej przy udziale prezydenta Komorowskiego ustawie o "o wzmocnieniu udziału mieszkańców w samorządzie terytorialnym". Dlaczego? Bo ustawa zakłada m. in. możliwość zgłaszania przez obywateli projektów uchwał, a lokalne referenda byłyby ważne także wtedy, gdy weźmie w nich udział poniżej 30 procent uprawnionych. Nie dość tego! Prezydenci przed uchwaleniem budżetu czy planów inwestycji musieliby spytać mieszkańców o zdanie podczas wysłuchania publicznego, na którym każdy mieszkaniec mógłby zadać pytanie, a prezydent i jego ludzie musieliby na nie odpowiedzieć. Zdaniem pana prezydenta Adamowicza to zbędny populizm!
Co zatem sprawiło, że prezydent Gdańska przystał na propozycję partyjnych kolegów? Budżet obywatelski, po sukcesie jaki ta inicjatywa odniosła w Sopocie, staje się coraz bardziej popularny w innych polskich miastach. Jest po prostu trendy. A niczego pan prezydent bardziej nie lubi od marszu w forpoczcie przemian i innowacji. Głupio byłoby więc zostać w tyle za resztą Polski, skoro nawet sam premier namawia do bratania z tłumem. Zamiast więc nadal kręcić nosem na obywatelską samorządność, prezydent Adamowicz prze do przodu. To może się opłacić. Wybory samorządowe już za rok.