Była prezydentem Gdyni, posłanką, ministrem zdrowia. Udaną karierę polityczną przerwał rak trzustki. 22 października przypada 13. rocznica jej śmierci. O tym jakim człowiekiem i politykiem była Franciszka Cegielska opowiada Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.
Jan Hlebowicz: W którym momencie przecięła się Pańska droga z drogą śp. Franciszki Cegielskiej?
Wojciech Szczurek: Poznałem Franciszkę Cegielską na spotkaniach gdyńskiego Komitetu Obywatelskiego "S", z którym jako jego liderka w 1990 r. startowała w pierwszych, wolnych wyborach samorządowych w Gdyni.
Mówi się o Panu "wychowanek Franciszki Cegielskiej"...
- W istocie, to właśnie Franciszka namówiła mnie do kandydowania w wyborach do Rady Miasta w 1990 r. Nie było to wcale proste zadanie. Wahałem się. Byłem wówczas na początku drogi zawodowej świadomy czekających mnie obowiązków i zarazem przekonany o tym, ze samorząd jest nowym, wielkim i odpowiedzialnym wyzwaniem. Siła perswazji, dar przekonywania Franciszki, która potrafiła jak rzadko kto obudzić entuzjazm i wolę działania, poskutkowały. Wystartowałem w wyborach i zostałem samorządowcem. Do dziś.
Jak układała się współpraca między Wami?
- Bardzo dobrze. Przez osiem lat pracowaliśmy razem w samorządzie gdyńskim - z woli wyborców - Franciszka była prezydentem, ja - przewodniczącym Rady Miasta. Były to pionierskie dla naszej odrodzonej demokracji czasy. Wspaniałe lata budowania wielkich projektów. Wielka szkoda, że Franciszka tak szybko od nas odeszła. Najpierw do Warszawy, a niedługo potem - na zawsze. Chorowała na raka trzustki. Do końca była tytanem pracy, ufna w zwycięstwo nad chorobą.
W jakich aspektach kontynuuje Pan politykę swojej poprzedniczki?
- Nie tylko ja, ale cała nasza formacja czyli "Samorządność" - jesteśmy kontynuatorami idei, która przyświecała Franciszce Cegielskiej i członkom Komitetu Obywatelskiego. Harmonijny, zrównoważony rozwój nowoczesnego, dobrze zorganizowanego i przyjaznego dla wszystkich miasta z należycie funkcjonującą komunikacją, czystą wodą, powietrzem, plażami i kąpieliskami, miasta z zadbaną zielenią, wysoką jakością usług, łatwym dostępem do placówek ochrony zdrowia, wysokim poziomem oświaty i oferty kulturalnej, świetną bazą sportu i kultury. Franciszka nadała tym zadaniom pęd, a my te zadania realizujemy.
Jaka prywatnie była Franciszka Cegielska?
- Naturalna, otwarta, szczera, odważna i bezpośrednia. Marzycielka. Romantyczna i pragmatyczna zarazem. Rozkochana w klasycznej literaturze. Kochająca zwierzęta i kwiaty, które z namiętnością hodowała.
Oponenci polityczni nazywali ją "żelazną Franką"...
- Zawsze była sobą. Bez wątpienia - budziła respekt, ale potrafiła wyzwalać w ludziach energię i kreatywność.
Jakie były relacje pani prezydent z hierarchią kościelną?
- Bardzo serdeczne i nie tylko od święta. Zarówno Andrzej Śliwiński, biskup pomocniczy chełmiński jak i abp Tadeusz Gocłowski - ludzie wielkiej mądrości, erudyci - byli bez wątpienia dla Franciszki duchowymi autorytetami. Jestem przekonany, że także obaj biskupi czerpali wiele dobrego ze spotkań i dyskusji z Franciszką, które były okazją do rozmów o naszym mieście, ale i o naszej młodej demokracji.
Mówi się, że dla Franciszki Cegielskiej najważniejsi byli ludzie...
- To prawda. Lubiła ludzi i bliski kontakt z nimi. I mieszkańcy jej tę sympatię odwzajemniali. Jej pogrzeb był szczególną manifestacją tej ogromnej sympatii i uznania.