Budowa lotniska. Z Wojciechem Szczurkiem, prezydentem Gdyni, o kontrowersjach w sprawie powstania nowego portu lotniczego w Gdyni-Kosakowie rozmawia ks. Rafał Starkowicz rafał.starkowicz@gosc.pl
Ale Gdańsk i Sopot się z niego wycofały…
Przez dwa lata projekt był realizowany wspólnie, ale potem górę, w mojej ocenie, wziął egoizm lokalny. Myślenie krótkookresowe, krótkowzroczne. Według niego możliwości rozwojowe całej metropolii, które mogą przynosić realne korzyści gospodarcze, lepiej skoncentrować w jednym miejscu, w istniejącym lotnisku w Gdańsku. Od samego początku zakładaliśmy tworzenie lotniska komplementarnego. Nie tylko przeznaczonego dla małych samolotów. Określa to wyraźnie treść porozumienia. Gdyńskie lotnisko ma spełniać funkcje General Aviation, ale także obsługiwać tanich przewoźników oraz stanowić lotnisko uzupełniające dla gdańskiego Rębiechowa. Dokument jest znany, dostępny na stronach www.gdynia.pl. Jasno z niego wynikają intencje. To nie my zmieniliśmy zdanie w tej sprawie.
Skąd w takim razie wzięły się wypowiedzi polityków samorządowych, mówiące, że obiekt miał pełnić funkcje obsługi jedynie General Aviation?
To jest dowód na to, że nasi partnerzy, którzy wspólnie z nami realizowali ten projekt, zmienili zdanie. Dzisiaj może z tego powodu nie są dumni. Próbują stworzyć takie wrażenie dla opinii publicznej, że ich działania podjęte kilka lat temu były inne niż w rzeczywistości.
Ale skoro jest to zapisane…
Żyjemy w takich czasach, że politycy czasem ulegają złudzeniu, iż wystarczy nieprawdziwe twierdzenie powtórzyć kilka razy, a stanie się ono obowiązującą prawdą. Byli już tacy klasycy. To metoda stosowana w komunikacji społecznej, że wystarczy konsekwentnie powtarzać takie twierdzenia z nadzieją, iż nikt wnikliwie nie wróci do dokumentów i źródeł. Że nie sprawdzi, jaka była w danej sprawie rzeczywistość.
Marszałek Województwa oraz prezydenci Gdańska i Sopotu odcięli się od projektu powstania lotniska w Gdyni. Uczestniczyli w tym projekcie finansowo?
Żadna złotówka ze strony Gdańska, Sopotu czy Samorządu Wojewódzkiego nie była przeznaczona na ten projekt. Trudno tu mówić o jakimkolwiek realnym uzasadnieniu tego głosu. W momencie, gdy projekt stał się realny, ale zanim wydano złotówkę na jego realizację, te samorządy wycofały się ze współpracy. Lotnisko w Gdyni-Kosakowie powstało wyłącznie ze środków budżetu Gdyni i Kosakowa. Ani pieniądze Unii, ani jakiekolwiek inne środki, nie były wykorzystywane na ten cel. Można powiedzieć, że to lotnisko powstało już niemal w stu procentach. Tu nie ma alternatywy. Lotnisko trzeba dokończyć. Szkoda, że wskutek decyzji KE z pewnym opóźnieniem.
Słyszymy twierdzenia, że Lotnisko w Kosakowie jest konkurencją wobec Rębiechowa. Co Pan na to?
Nigdy nie widzieliśmy w powstaniu gdyńskiego lotniska konkurencji dla Rębiechowa. Ten pomysł zakładał nawet, że jednym operatorem na obu lotniskach miał być ten sam zarząd. Przez dwa lata pracowaliśmy nad tak dalece wspólnym działaniem. To, że koledzy przekreślili tę współpracę, nie oznacza, że nasz pomysł ma być konkurencyjny. Cały czas zakładamy, że mamy port lotniczy regionalny i port lotniczy lokalny. Chcemy, żeby funkcje realizowane w porcie lotniczym Gdynia-Kosakowo znakomicie uzupełniały i wspierały te funkcje, które są realizowane na poziomie portu lotniczego Gdańsk-Rębiechowo. Tam, gdzie funkcjonują dwa i więcej porty lotnicze wokół jednej aglomeracji, mieszkańcy dokonują wyboru lotniska, z którego odlatują, kierując się tym, z którego lotniska obsługiwane są połączenia, które im odpowiadają. Każde takie lotnisko służy wszystkim.
Skoro Rębiechowo nie jest w pełni wykorzystane, to czy warto budować nowe lotnisko?
Lotnisko w Gdańsku jest wykorzystane dzisiaj w 60 proc. i ma potencjał rozwojowy. Warto spojrzeć na to, jaka w ostatnich latach nastąpiła dynamika przyrostu połączeń. To jest ważne, gdy mówimy o takich inwestycjach. Jeżeli jednak zobaczymy, w jakim tempie wzrasta jego wykorzystanie, w jak krótkim czasie zwielokrotniła się liczba połączeń transportowych i jak specjaliści przewidują dynamikę rozwojową, to będziemy mogli stwierdzić, że jeszcze przez jakiś czas ten potencjał rozwojowy zachowa. Nie czekajmy jednak na moment, w którym możliwości rozwojowe zaczną się zamykać z uwagi na infrastrukturę. To tak, jak z autostradami. W pierwszym roku ich potencjał nie jest wykorzystywany w 100 proc., ale każdego roku ruch rośnie. Myślmy o rozwoju z wyprzedzeniem, a wtedy nie przegapimy szans rozwojowych.•