Związek Strzelecki Rzeczypospolitej. – Dzisiaj trzeba mieć sporo odwagi, żeby się przyznawać do myślenia patriotycznego. A przecież to nie jest byle co – mówi Maksymilian Łabsz, uczeń gimnazjum.
Jest 19 marca. Środek tygodnia. Wydaje się, że to szczyt popołudniowego ruchu. Przez skrzyżowanie alei Wojska Polskiego i Grunwaldzkiej przetaczają się setki samochodów, których kierowcy pragną jak najszybciej dotrzeć do swoich domów. Hałas i pośpiech. Co chwila do tej osobliwej muzyki miasta dołącza się dźwięk przejeżdżających z hukiem tramwajów. Pośrodku placu u stóp pomnika Marszałka garstka ludzi w uniformach.
Ślubowanie w strugach deszczu
Stoją na baczność. Przez miejski zgiełk przebijają się słowa „Pierwszej Brygady”. To podczas skromnej uroczystości nowi członkowie Związku Strzeleckiego Rzeczypospolitej na ręce komendanta składają swoje ślubowanie. Jest ich zaledwie czterech, wśród nich dziewczyna. Na szyi jednego ze stojących w szeregu z daleka można dostrzec koloratkę. Wyglądają jak z innego świata. „Wstępując w szeregi członków rzeczywistych Związku Strzeleckiego Rzeczypospolitej, w obliczu Boga i zebranych strzelców, na wszystko, co dla mnie najświętsze, przyrzekam i ślubuję: Służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej w każdym czasie i miejscu, jej dobro i pomyślność przyjmując za wartość najwyższą…” – brzmią słowa ślubowania.
Wspólna sprawa
Gdy w 1910 roku z inicjatywy Związku Walki Czynnej, nielegalnej wówczas organizacji, powstawał we Lwowie Związek Strzelecki, na terenie Pomorza, znajdującego się w zaborze pruskim, działały Towarzystwa Tomasza Zana. To właśnie pod ich szyldem Polacy tworzyli tajny skauting, a z czasem i Polskie Drużyny Strzeleckie. Już we wrześniu 1911 roku, po swoim powrocie z Krakowa zakładał je w Chojnicach Stefan Łukowicz. Życie Polaków na Pomorzu, inaczej niż w zaborze austriackim, podlegało wielu szykanom. Dyrekcje gimnazjów, żandarmi i agenci pruscy na każdym kroku śledzili najmniejszy odruch narodowy. Dlatego właśnie działania młodych patriotów przeprowadzane były tu w ścisłej konspiracji. Mimo tego już w 1913 roku na Kaszubach i Mazurach dla wszystkich członków Towarzystwa Tomasza Zana odbyły się szkolenia rekrutów. I choć Polskie Drużyny Strzeleckie i Związek Strzelecki nigdy formalnie się nie połączyły, to jednak w stworzonej przez Józefa Piłsudskiego I Brygadzie, znaleźli się także przedstawiciele Polskich Drużyn Strzeleckich.
Obronność i wychowanie
Po odzyskaniu niepodległości Związek Strzelecki zrzeszał młodzież przedpoborową. – Związek prowadził wówczas mnóstwo dzieł oświatowych. Były wśród nich teatry, świetlice, organizował nawet kursy doskonalenia rolniczego czy zawodowego – mówi st. insp. Marek Olczyk, zastępca Komendanta Głównego Związku Strzeleckiego Rzeczypospolitej. To dlatego, że większość członków pochodziła ze wsi bądź reprezentowała środowiska rzemieślnicze. Podkreśla jednak, że zawsze podstawowym celem związku było budzenie patriotyzmu. – Prawo strzeleckie mówi, że strzelec jest wzorowym obywatelem, a jeżeli zajdzie potrzeba, także żołnierzem Rzeczypospolitej – zaznacza. – W 1939 roku związek liczył pół miliona członków, a Ministerstwo Spraw Wojskowych wspierało jego rozwój. Organizacja była doceniana przez wojsko. Miała dostęp do poligonów. To minister mianował komendantów: głównego i okręgowych. To było coś podobnego do NSR czy Gwardii Narodowej. A jego członkowie zapisali piękną kartę bojową – opowiada komendant. – Prawie cała kadra oficerska przedwojennego Wojska Polskiego oraz generalicja okresu międzywojennego i czasu drugiej wojny światowej wywodzi się właśnie ze Związku Strzeleckiego – dodaje ks. Jarosław Piotrowski, kapelan związku w archidiecezji gdańskiej. Członkowie związku walczyli podczas kampanii wrześniowej. W 1940 przeszli pod dowództwo Związku Walki Zbrojnej. Po wojnie z oczywistych powodów politycznych działalność związku nie była możliwa. I choć od 1989 roku powstały aż cztery organizacje nawiązujące do etosu Związku Strzeleckiego, wszystkie odwołują się do myśli Józefa Piłsudskiego, patriotyzmu oraz umiłowania historii.
Jak pan to robi?
– Po naszych wyjazdach zdarza się, że rodzice dzwonią do mnie i pytają: „Jak pan to robi, że moja kilkunastoletnia córka dzisiaj ścieli swoje łóżko, składa ubrania, odnosi, talerz a nawet pozmywa – mówi ze śmiechem Marek Olczyk. – Ćwiczenia to nie tylko uczenie rzemiosła wojskowego. To także nauka odpowiedzialności za siebie i za pozostałych członków zespołu – stwierdza. – Mamy wychować młodego człowieka na wzorowego obywatela. W tej pracy wychowawczej staramy się wspierać także rodzinę – dodaje. – Głównym celem ZSR jest kwestia wychowania w duchu miłości do ojczyzny pod hasłem „Bóg, Honor i Ojczyzna” – wyjaśnia ks. Jarosław Piotrowski. – Ważna jest jednak także praca nad charakterem młodego człowieka. Kwestia słowności, punktualności, lojalności. Tego wszystkiego, co kształtuje człowieczeństwo. Jest tu miejsce dla pomocy i solidarności ze słabszymi. Trochę w duchu harcerstwa, ale jednak w ujęciu paramilitarnym – zaznacza kapelan. – To bardzo ważne w momencie, gdy w Polsce nie ma poboru. I nie jest to już kwestia tego, czy młodzi Polacy wiedzieliby, jak należy się bronić. Tu chodzi o to, czy zechcieliby wziąć broń do ręki. W niedawnym sondażu który opublikowano w internecie, 41 proc. młodych wypowiedziało się, że nie oddałoby życia za ojczyznę – mówi z troską.
Czarno i zielono
Maksymilian Łabsz ma uzdolnienia plastyczne, uprawia lekkoatletykę, uczęszcza do klasy o profilu matematyczno-fizycznym, bierze udział w przedstawieniach. – Mój pradziadek zginął w Katyniu, dziadek służył w wojsku… Wstępując do Związku Strzeleckiego Rzeczypospolitej, chciałem kontynuować rodzinną tradycję – mówi. Początkowo, gdy nie wiedział jeszcze o istnieniu strzelców, chciał wstąpić do harcerstwa. Odpuścił sobie jednak z powodu natłoku obowiązków. Kiedy jednak dostał zaproszenie na obóz organizowany przez ZSR, natychmiast przyjął propozycję. Pojechali na Półwysep Helski. Były survival, taktyka, ćwiczenia w przemieszczaniu się w terenach miejskich oraz otwartych (tzw. taktyka czarna i zielona), wyjazd na strzelnicę. Nauczył się znaków migowych. Z zaciekawieniem uczestniczył w zajęciach z obsługi broni i lekcjach historii. – Większość moich kolegów nie zwraca uwagi na patriotyzm. Teraz to raczej rzadkość – stwierdza. Ale ma w szkole osoby, z którymi może poważnie porozmawiać o sprawach związanych z ojczyzną. – Ostatnie wydarzenia na Ukrainie pokazują, że nigdy nie wolno przestać myśleć o obronie kraju – mówi. Sandra Misiuk, tak jak Maksymilian, uczy się w gimnazjum. Chodzi do klasy mundurowej o profilu wojskowym. – Nasz komendant prowadził obowiązkowe zajęcia z musztry. Tak dowiedziałam się o związku – relacjonuje. Jej pasją są konie. Jako życiowych idoli wymienia Józefa Piłsudskiego i żołnierzy wyklętych. Uważa, że w szkole uchodzi za osobę dziwną. – Moich rówieśników pochłaniają imprezy. Człowiek, który od tego zaczyna życie, budzi się zwykle za późno – mówi. – Patriotyzm jest ważny, ponieważ pozwala człowiekowi rozwinąć się we właściwy sposób – dodaje. Krystian Andrearczyk uczy się w technikum weterynaryjnym. Ma ksywę „Ułan”. Oprócz jazdy konnej ćwiczy także karate. W wieku 18 lat osiągnął tytuł mistrzowski. Pewnego razu został w internacie na weekend. Miał opiekować się strzelcami, którzy przyjechali na obóz. Kiedy ich poznał, od razu mu się spodobało. Dołączył do grupy. Wcześniej o tym nie myślał. Urzekł go duch patriotyczny. Chce studiować na AWF-ie, później przejąć gospodarkę po rodzicach. Ale w jego sercu obecne jest także inne pragnienie. Marzy, by zostać komandosem. Widzi potrzebę samodoskonalenia, ale też konieczność relacji z Bogiem. – Wiara w Boga jest ważna. Chrześcijaństwo daje siłę do trwania w dobrym. W karate człowiek walczy ze sobą, ponosi wiele trudów. W życiu duchowym też trzeba walczyć, choć nie wolno tu zapominać o roli Pana Boga – mówi.
Razem z młodzieżą
Wśród tych, którzy u stóp marszałka składali swoje ślubowanie, znalazł się również młody ksiądz. – Tak jak ludzie mają głód Boga, tak też mają pragnienie idei i wysokich celów – mówi ks. Marek Siedlec. – Ludzie muszą od siebie wymagać. „Bóg, Honor i Ojczyzna” – to nie mogą być słowa rzucone na wiatr. Jeżeli coś się wybiera, trzeba to poprzeć życiem – podkreśla. Czy nie obawia się sytuacji, w której będzie musiał wraz z gimnazjalistami czołgać się w błocie? – Słowa uczą, ale przykłady pociągają. Oni są w trudnym wieku. Potrzebują na swojej drodze kapłana.
Uczenie myślenia
– Jeżeli jest jakieś zadanie taktyczne do wykonania, młodzi muszą myśleć, jak do tego podejść. Trzeba uruchomić szare komórki w innym zakresie niż podczas gry komputerowej – podkreśla komendant Olczyk. – Trzeba także pokazywać im historię. Dzisiejsze programy szkolne są tak skonstruowane, że nie ma na wszystko czasu. My próbujemy te luki uzupełniać – zaznacza. – Ważne są ponadto sprawność fizyczna, zwinność, gibkość, szybkość na krótkim dystansie. Do szkolenia młodzieży wykorzystuje programy przygotowane przez specjalistów z zakresu wychowania fizycznego. To nie jest „radosna twórczość” – podkreśla. – Kontynuując myśl patriotyczną, ale też myśl ideową i wychowawczą marszałka, kultywujemy dobre przedwojenne tradycje, ale dajemy również ciekawą metodę wychowawczą. Młody człowiek może wykorzystać w sposób bezpieczny dla siebie i innych adrenalinę, która się w nim pojawia. Strzelcy to dużo więcej niż harcerstwo, niewiele mniej niż wojsko – konkluduje.