W Gdańsku stale około 600 osób nie ma dachu nad głową. W ciągu dnia można ich spotkać na Starym Mieście. Proszą o jałmużnę. Na parkingach przy supermarketach proponują odprowadzenie wózka. Noce spędzają w prowizorycznych szałasach w miejskich parkach, altankach, na dworcach, czasem w noclegowni. Żyją obok, a często są niezauważani.
O tym problemie myśli się stereotypowo: że tak chcieli, że wybrali taki styl życia, że taka ich decyzja. – To bzdura – mówi Mariusz Wilk z Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta z Gdańska, pedagog i terapeuta na co dzień pracujący z bezdomnymi. – Nikt z ludźmi, z którymi pracowałem, nie decydował się na taki krok. Nikt z nich tak naprawdę nie chciał takiego losu. Ale w ich życiu nastąpił splot wielu różnych okoliczności, które w konsekwencji doprowadziły do takiego stanu. Często w domu nie nauczyli się, jak dbać o siebie, nie zdobyli umiejętności dobrego, wartościowego patrzenia na siebie, dostrzegania swoich zalet i możliwości, ani radzenia sobie z trudnościami, które piętrząc się, spowodowały, że w pewnym momencie stracili wszystko – wyjaśnia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.