W akcji ratowniczej w Nepalu brało udział 23 strażaków z Pomorza. W środę wieczorem wylądują w Warszawie, do Gdańska dotrą następnego dnia.
Ratownicy z Pomorza wchodzili w skład 81-osobowej, ciężkiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej Husar. Strażacy prowadzili działania poszukiwawcze m.in. w dzielnicach Katmandu, a także w kilku górskich miejscowościach w rejonie Gorkha. - Niestety, pod gruzami nie udało im się odnaleźć żywych osób - informuje Tadeusz Konkol, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku.
Aktualizacja: Jak informuje T. Konkol pomorscy strażacy 6 maja w godzinach wieczornych mają wylądować w Warszawie. - Tam spotkają się z psychologami. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w czwartek dotrą do Gdańska. Zanim jednak wrócą do swoich domów, będą musieli przejść kwarantannę - informuje rzecznik.
Ratownicy wracający do kraju zabrali ze sobą swój specjalistyczny sprzęt, czyli kamery wziernikowe i termowizyjne, geofony, sprzęt do cięcia stali i metalu oraz sprzęt pneumatyczny do podnoszenia ciężkich elementów. Zostawili natomiast Polakom mieszkającym w Nepalu namioty, żywność i stację uzdatniania wody. Przekazali też namioty jednostce wojskowej, na terenie której mieli obóz.
Wstrząs o sile 7,9 w skali Richtera nastąpił 25 kwietnia przed południem czasu lokalnego. Jego epicentrum znajdowało się 80 km na wschód od miasta Pokhara w środkowej części kraju. Było to najsilniejsze trzęsienie ziemi w Nepalu od 81 lat.
Według dotychczasowych szacunków, zginęło 7250 osób, zdaniem władz Nepalu liczba ofiar może jednak przekroczyć 10 tys. Jeżeli tak się stanie, będzie to najtragiczniejsze trzęsienie ziemi w historii kraju. W 1934 roku zginęło tam ponad 8,5 tys. ludzi.
ONZ szacuje, że na skutek kataklizmu ucierpiało 8,1 mln ludzi, czyli ponad jedna czwarta mieszkańców 28-milionowego Nepalu.