- Uwielbienie ma taką moc, że kruszy fundamenty zła. Przyzywaliśmy tej mocy nad naszą parafią, nad Gdynią i nad naszą diecezją - mówi ks. Piotr Adamski z parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego i Niepokalanego Poczęcia NMP w Gdyni-Witominie.
Koncertem uwielbienia zakończył się cykl spotkań odbywających się w kościele na gdyńskim Witominie pod wspólną nazwą „Wieczorów Błogosławieństw”. Uczestnicy charyzmatycznej modlitwy mieli okazję wysłuchać świadectw Piotra - nawróconego muzyka oraz Marka, który 25 lat był praktykującym buddystą.
- Jezus w moim życiu zakrólował wiele razy. Uwolnił mnie od narkomanii, alkoholizmu. Jestem od kilku lat wolny od tego - dzielił się Piotr.
Początkiem cudownego nawrócenia Marka była wizja św. Charbela. - Przyszedł do mnie w postaci twarzy. Zobaczyłem na niebie coś dziwnego. Nie znałem twarzy Pana Boga. Pomyślałem, że nie jest to Pan Bóg ani Pan Jezus. Przez rok szukałem w internecie kogokolwiek, kto byłby podobny do tej twarzy. Kiedy dowiedziałem się, kto to jest, oniemiałem - opowiadał Marek.
Nie nawrócił się jednak od razu. - Wtedy jeszcze praktykowałem buddyzm. To był początek, kiedy zaczęło mi się wszystko zmieniać. Znalazłem modlitwę do św. Charbela. Modliłem się do niego i jednocześnie mantrowałem. Trafiłem do betlejemitek. I tam, powiem wam szczerze, walnęło mnie - mówił.
- Dla mnie to była taka niesamowita frajda, widzieć cię po tym doświadczeniu, gdzie u betlejemitek powiedziałeś jeszcze językiem buddysty, że jak siostry śpiewały, to powstały dziwne wibracje i nie mogłeś powstrzymać łez - mówił ze śmiechem ks. Adamski.
- Ostatecznie jedno słowo zmieniło moje życie. Ks. Piotr zadał mi pytanie: "Co na to Budda?". Zgłupiałem - opowiadał Marek.
Marek już wcześniej miał wiele doświadczeń, które można odczytać jako pukanie Pana Boga. Jedno z takich zdarzeń miało miejsce podczas wędrowania po górach. Aby dotrzeć na peron bieszczadzkiej kolejki, musiał wstać bardzo wcześnie. Kiedy tylko wsiadł do pociągu, zasnął. - Jechaliśmy kolejką wąskotorową z Majdanu do Komańczy. Nie wyobrażacie sobie, co mnie obudziło. Widziałem jakieś biegające bachory i szaloną panią grającą na gitarze. A oni śpiewali: "...bo Jezus jest w Rzepedzi". Ja myślałem, że wygonię ich z tego pociągu. Aż mi się nogi w glanach zapociły. Mówię: "Zamknijcie się!". A oni dalej: "...bo Jezus jest w Rzepedzi" - opowiadał. Dzisiaj te wspomnienia oraz ich pozorna absurdalność wzbudzają jego śmiech. Śmiechem i okrzykami uwielbienia odpowiadali także zgromadzeni w świątyni ludzie.
Ostatnie przed wakacjami spotkanie odbyło się pod hasłem: „Nowe Fundamenty”, nawiązującym do uwolnienia z więzienia Pawła i Sylasa, opisanej w Dziejach Apostolskich (Dz 16, 25n).