Wbrew powtarzanym w tzw. mainstreamowych mediach informacjom, na wczorajszych obchodach 35-lecia podpisania Porozumień Sierpniowych obecni byli przedstawiciele różnych ugrupowań politycznych, a także działacze "Solidarności" i byli opozycjoniści wywodzący się z odmiennych środowisk.
Wczorajsze obchody 35. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych przebiegły w podniosłej, uroczystej, patriotycznej atmosferze. Szkoda, że nie dostrzegli tego dziennikarze tzw. mainstreamowych mediów.
Zamiast na słowach prezydenta Andrzeja Dudy o godności pracy człowieka, stypendiach "Solidarności" wręczonych tego dnia zdolnej młodzieży i odznaczonych opozycjonistach, skupili się na słowach premier Ewy Kopacz, która stwierdziła, że wczorajsze święto służy do dzielenia, a nie łączenia Polaków.
Zdanie pani premier doprawione zostało fałszywą wiadomością o braku zaproszenia dla Lecha Wałęsy. "Czy nie jest zakłamywaniem historii to, że obecne władze »Solidarności« nie zaprosiły na uroczystości rocznicowe w Gdańsku pierwszego przywódcy związku, jedynego - obok Jana Pawła II - współczesnego Polaka, którego nazwisko zna niemal cały świat?" - grzmiał na łamach "Gazety Wyborczej" Witold Gadomski.
Swoje dodała też Henryka Krzywonos, która poskarżyła się, że nie otrzymała od szefa "S" zaproszenia na obchody. Do tego swoje trzy grosze dorzucił niezawodny w takich sytuacjach Tomasz Lis, pisząc na Twitterze: "Uroczystości rocznicy Sierpnia '80 bez Wałęsy i Borusewicza. Kabaret". Z kolei Monika Olejnik zastanawia się dzisiaj, dlaczego podczas uroczystości w ogóle nie wspomniano o Lechu Wałęsie.
W rzeczywistości Lech Wałęsa zaproszenie na uroczystości otrzymał. I to osobiście z rąk Piotra Dudy. Niestety, były prezydent go nie przyjął, ponieważ w tym samym czasie miał zaplanowaną wizytę... w Afryce. A panią Monikę spieszę uspokoić, że nazwisko lidera "Solidarności" zostało głośno i wyraźnie odczytane przy prezentacji wszystkich przewodniczących "S". Byłem, słyszałem.
Co więcej, zaproszenia zostały wysłane do wszystkich sygnatariuszy Porozumień Sierpniowych (z wyjątkiem Floriana Wiśniewskiego, który - według IPN - był agentem SB) oraz inicjatorów strajku - Jerzego Borowczaka, Bogdana Felskiego, Ludwika Prądzyńskiego i - oczywiście - Bogdana Borusewicza. Według rzecznika prasowego NSZZ "Solidarność", również Henryka Krzywonos była mile widzianym gościem.
Mimo że zaproszenia zostały rozesłane, zakłamany przekaz o niepełnej liście gości poszedł w eter i jest od wczoraj suflowany opinii publicznej. Renata Grochal dzisiaj na portalu "wyborcza.pl" kontynuuje narrację o dzieleniu Polaków przez "S" i upolitycznieniu związku. Pisze: "Solidarność od kilku lat coraz bardziej staje się przybudówką PiS (...). Piotr Duda mógł zawrócić związek z tej drogi, ale tego nie uczynił. Polakom, którzy ciągle postrzegają Solidarność jako wspólne dobro, ten kurs się nie podoba".
Nie wiem, czy Renata Grochal uczestniczyła we wczorajszych obchodach. Jeśli tak, na pewno zauważyła w legendarnej sali BHP przedstawicieli różnych ugrupowań, w tym także Platformy Obywatelskiej (m.in. byłego premiera Jerzego Buzka) i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dostrzegła również sygnatariuszy Porozumień Sierpniowych wywodzących się z odmiennych środowisk, m.in. Andrzeja Kołodzieja, Andrzeja Gwiazdę czy Tadeusza Fiszbacha, byłego I sekretarza KW PZPR w Gdańsku. Zwróciła też pewnie uwagę na anonimowych działaczy "S" i opozycjonistów (często bez inklinacji politycznych), którzy po wielu latach zostali w końcu docenieni odznaczeniami państwowymi. Widziała również młodych, zdolnych ludzi nagrodzonych stypendiami "S" za wybitne osiągnięcia w nauce. Pewnie nie uszedł jej uwadze także wspólny spacer Andrzeja Dudy i Basila Kerskiego po gmachu Europejskiego Centrum Solidarności - instytucji utożsamianej raczej z PO niż z PiS. Szkoda tylko, że zapomniała o tym wszystkim wspomnieć w swoim felietonie.
W jednym mogę się zgodzić. To błąd, że na uroczystości nie została zaproszona Ewa Kopacz. Działacze "S" nie powinni obrażać się na premier Polski, nawet jeśli nie wpuściła ich (jak sami twierdzą) na sejmową debatę nad wnioskiem o referendum w sprawie wieku emerytalnego. Zaproszenie prezesa Rady Ministrów do sali BHP ucięłoby dyskusje na temat upolitycznienia związku. Z drugiej strony postawiłoby Ewę Kopacz w mało komfortowej sytuacji. Czy starczyłoby pani premier odwagi, by stawić czoła licznie zgromadzonym na obchodach związkowcom niezadowolonym z rządów Platformy Obywatelskiej? Nie sądzę.
Dużo łatwiej było premier Kopacz złożyć w samotności kwiaty pod pomnikiem Poległych Stoczniowców i pożalić się przychylnym mediom, jak to dzisiejsi działacze "S", na czele z Piotrem Dudą, dzielą Polaków. Szkoda, że wielu dziennikarzy chętnie podchwyciło mało ważną (i - jak się okazało - fałszywą) informację o niepełnej liście gości. Niestety, zamiast pozytywnego przekazu, wybrali ten zakłamany - dzielący Polaków.