Żegnamy dzisiaj abp. Tadeusza Gocłowskiego. W tym szczególnym dniu należy podkreślić wielką rolę, jaką metropolita gdański odegrał w najnowszej historii Polski.
Kilka godzin po śmierci abp. Gocłowskiego media i internet wypełniły się wspomnieniami o zmarłym. Znajomi, członkowie rodziny, dziennikarze, ludzie kultury i nauki, politycy, hierarchowie dzielili się swoimi historiami związanymi z lubianym i szanowanym metropolitą gdańskim. W przeważającej większości były to opowieści dotyczące bezpośrednich spotkań, rozmów, gestów, zwyczajów abp. Tadeusza.
Nie ma w przywoływaniu tych ciepłych i pełnych uśmiechu anegdotycznych opowieści, oczywiście, nic złego. Sam wracam myślami do miłych spotkań z arcybiskupem, które miały miejsce podczas jego spacerów na dziedzińcu gdańskiej kurii. Jednak w tym szczególnym czasie trwającej żałoby ważne jest, by osobiste wspomnienia o zmarłym nie przysłoniły roli, jaką odegrał w najnowszej historii Polski.
A była to rola zasadnicza, bo abp Gocłowski nie tylko jako świadek, ale przede wszystkim jako aktywny uczestnik brał udział w najważniejszych wydarzeniach historycznych lat 80. XX wieku w Polsce. Począwszy od spotkania Lecha Wałęsy z Janem Pawłem II w Zakopanem, przez papieską pielgrzymkę na Pomorze, strajki majowy oraz sierpniowy, na rozmowach w Magdalence i transformacji ustrojowej kończąc.
Jego dziejowa rola szczególnie ujawniła się w roku 1987. To czas ogromnego i trudnego do opanowania marazmu wśród opozycji demokratycznej PRL. Społeczeństwo nie wierzyło już, że nastąpią tak długo wyczekiwane zmiany polityczne, społeczne i gospodarcze. Brakowało bodźca, który przywróciłby wiarę w "Solidarność". Jak miało się wkrótce okazać, tym punktem zapalnym, wlewającym nadzieję w serca ludzi, stała się organizowana przez ówczesnego biskupa gdańskiego pielgrzymka Jana Pawła II na pomorską ziemię.
Zaproszenie na przyjazd do Gdańska bp Gocłowski wręczył papieżowi osobiście w Watykanie. Był rok 1986. Od tego momentu komuniści robili wszystko, by wizytę papieża w kolebce "Solidarności" maksymalnie ograniczyć i zdeprecjonować. Dążyli do tego, by uroczysta Msza św. odbyła się wyłącznie na płycie lotniska w Rębiechowie, skąd papież miał się udać w dalszą podróż.
Biskup gdański wykazał się wówczas nieugiętą postawą i w przeciągających się negocjacjach z komunistycznymi władzami ani razu nie ustąpił pola. Pielgrzymka miała wyglądać tak, jak zaplanowali to on i ojciec święty.
Papież ostatecznie odwiedził, oprócz Gdańska, także Gdynię i Sopot, odprawił Mszę św. dla młodzieży na Westerplatte, spotkał się z chorymi w bazylice Mariackiej i poświęcił pomnik Poległych Stoczniowców. Punktem kulminacyjnym papieskiej wizyty była pamiętna Eucharystia na gdańskiej Zaspie, w której uczestniczyło ponad milion ludzi. Słowa homilii ojca świętego, współbrzmiące z ówczesnymi wypowiedziami gdańskiego biskupa, wywołały falę entuzjazmu. Rozpoczął się drugi karnawał wolności i solidarności.
Nie byłoby politycznego trzęsienia ziem, które nastąpiło dwa lata później, bez determinacji gdańskiego biskupa. Spotkanie z papieżem w takim, a nie innym kształcie okazało się niepodważalnym sukcesem - społeczeństwo ostatecznie zrozumiało, że zmiana politycznej rzeczywistości nie dokona się bez uznania "Solidarności" przez władze.
Przyjazd papieża dodał odwagi zmęczonym, pozbawionym nadziei, od lat działającym w podziemiu starszym działaczom "S", a jednocześnie dał impuls do działania nowemu pokoleniu młodych opozycjonistów. Byli to przyszli organizatorzy strajków z 1988 roku, które w konsekwencji doprowadziły do upadku systemu komunistycznego w Polsce.