Nowy numer 21/2023 Archiwum

Boso, ale ze Słowem

– Kult św. Wojciecha w Gdańsku przetrwał od czasów średniowiecza do dziś. Pomimo okresu protestanckiego, zaborów, wymiany ludności, nazizmu i komunizmu. To prawdziwy fenomen – mówi ks. dr Leszek Jażdżewski.

− Kult Adalberta na Pomorzu ma średniowieczną tradycję. Pewne jest, że w pierwszej połowie XII w. w dzisiejszym Świętym Wojciechu znajdowała się placówka benedyktynów wraz z kościołem pod wezwaniem męczennika. Wokół świątyni wkrótce powstała osada. W wizytacjach biskupich wspominano również o kaplicy na wzgórzu. Na przestrzeni stuleci wykształciła się tradycja, że spoczywało w niej ciało świętego − mówi ks. Jażdżewski. Już od 1685 r. z kościoła jezuitów na Starych Szkotach udawały się pielgrzymki na wojciechowe wzgórze. Uczestniczyły w nich tysiące wiernych − Polaków i Niemców z całego Pomorza. Pielgrzymowano także z kościoła w Łęgowie. − Wizytacja z 1782 r. wspomina o relikwiach czeskiego męczennika znajdujących się w kaplicy i zatwierdzonych odpustach przypadających w kolejne rocznice jego śmierci 23 kwietnia. W XIX w. przy kościele w drodze na wzgórze ustawiono kolumnę z figurą świętego oraz powołano towarzystwo opieki nad sanktuarium − opowiada dr Daniel Gucewicz, historyk Instytutu Pamięci Narodowej badający dzieje gdańskiego Kościoła. W 1933 r., po przejęciu w Wolnym Mieście Gdańsku władzy przez hitlerowców, sanktuarium odgrywało dużą rolę dla polskich katolików. Podążali oni do Świętego Wojciecha zwartym szykiem ze sztandarami swoich organizacji, modląc się o „utrwalenie pożądanej zgody chrześcijańskiej”. Przewodnikiem tych procesji był ks. Franciszek Rogaczewski, zamordowany później w obozie koncentracyjnym Stutthof.

Wojtyła, SB i... zawalony most

Świątynia św. Wojciecha na przedmieściach Gdańska szczęśliwie uniknęła losu wielu okolicznych obiektów sakralnych, które w czasie II wojny światowej zostały obrócone w ruinę. Dzięki temu już w kwietniu 1946 r. mogła odbyć się pierwsza wielka uroczystość w Gdańsku ku czci męczennika. − Był to jeszcze czas, gdy państwo nie przejawiało wrogości wobec Kościoła, dlatego też nie może dziwić, że uroczystość transmitowano przez radio − wyjaśnia D. Gucewicz. Szybko jednak odpusty gromadzące nawet 25-tysięczne tłumy zaczęły budzić wściekłość komunistycznych dygnitarzy i Służby Bezpieczeństwa. Wśród pielgrzymów przechadzali się tajniacy. Nagrywali także wygłaszane podczas uroczystości kazania. − Kościół nie był organizacją polityczną ani tym bardziej nie dążył do otwartej konfrontacji z komunistami. Niemniej jednak wielotysięczne uroczystości religijne były solą w oku władz, które dążyły przecież do laicyzacji społeczeństwa i zmarginalizowania wpływów Kościoła. Co więcej, podczas odpustów zdarzały się nieprawomyślne homilie, jak choćby ks. Stanisława Bogdanowicza − mówi D. Gucewicz. W 1961 r. podczas odpustu doszło do tragicznego wypadku. Zawalił się drewniany most prowadzący pielgrzymów na wojciechowe wzgórze przez Kanał Raduni. − Do szpitala trafiło 9 osób, w tym 4 dzieci. Dzień później w szpitalu w wyniku obrażeń zmarła 50-letnia Janina Ceran − opowiada D. Gucewicz. Wiele osób uważało, że mostek został celowo uszkodzony przez SB. Inna wersja głosiła, że konstrukcję mostku „rozbujała” i nadwyrężyła grupka młodych aktywistów partyjnych, którzy przyszli przeszkadzać w uroczystości. − Zapewne nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę − zaznacza historyk. W 1963 r. św. Wojciech oficjalnie został ustanowiony patronem diecezji gdańskiej. Fakt ten jeszcze bardziej podniósł rangę organizowanych corocznie odpustów. Uczestniczyli w nich hierarchowie Kościoła, w tym kardynałowie August Hlond, Karol Wojtyła, a nawet prymas Anglii i Walii Bernard Griffin. Odpustowa tradycja kontynuowana jest do dziś. 7 maja uroczystej Eucharystii z okazji święta patronalnego przewodniczyć ma Salvatore Pennacchio, nuncjusz apostolski w Polsce.•

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama

Quantcast