- Gdy w 2016 r. dotarliśmy do tej krypty i zobaczyliśmy ludzkie szczątki, to z jednej strony miejsce to napawało przerażeniem, z drugiej zaś chęcią, by z szacunkiem je uporządkować - mówi ks. kan. Ludwik Kowalski.
W październiku 2016 r. w gdańskiej bazylice św. Brygidy zostało odnalezione wejście do podziemi, gdzie znajdywały się stosy ludzkich kości. - To sensacyjne odkrycie - mówił wtedy prof. Andrzej Januszajtis, znawca i propagator historii Gdańska. - Prawdopodobnie mamy do czynienia z ossuarium, czyli miejscem, gdzie składano zlikwidowane albo zniszczone pochówki, by zabezpieczyć szczątki przed całkowitą destrukcją - wyjaśniał Maciej Szczepkowski, szef prac konserwatorskich.
Rok po odnalezieniu krypty została ona udostępniona dla wiernych, a także turystów zwiedzających świątynię. - Przeprowadziliśmy prace porządkowe i konserwatorskie, instalując wentylację oraz oświetlenie. Udało się również stworzyć koncepcję tego miejsca. Od samego początku pomysł był taki, by było ono poświęcone św. Brygidzie - podkreśla ks. proboszcz. - W tym miejscu przed laty przechowywane było jej ciało. Relikwie naszej patronki, które dotychczas były w skarbcu kościoła, zostały przeniesione do odkrytej krypty. W bursztynowym relikwiarzu, wysadzanym rubinami, znajduje się żuchwa świętej opleciona srebrnymi różami - mówi ks. Kowalski.
Ludzkie szczątki, które znajdowały się w krypcie, zostały natomiast posegregowane i przeniesione do bezpiecznego pomieszczenia. Tam czekały na swój czas.
W tym roku podczas pandemii, przed świętami wielkanocnymi, grupa miłośników bazyliki zebrała się, aby pomóc w posprzątaniu świątyni. - Wtedy ksiądz proboszcz powiedział nam, że chciałby powoli przystąpić do prac związanych z oczyszczaniem czaszek. I dodał, że szuka osób, które by się tego podjęły. Wstępnie się zgodziliśmy - wspomina Andrzej Duffek.
Po jakimś czasie zebrała się grupa ludzi chętnych do działania. Byli to: Joanna Krucha, Klaudia Moszczyńska, Milan Krawczyk, Paweł Grzywacz, Jędrzej Lesiński, Piotr Zdanowski i Andrzej Duffek. Umawiali się po kilka osób. Każdy mówił, kiedy może przychodzić. Prace rozpoczęli w kwietniu. - Podjęliśmy się tego w formie wolontariatu. Spotykaliśmy się po 3-4 godziny dziennie. Zakładaliśmy ochronne kombinezony, maseczki i rękawice - podkreśla M. Krawczyk.
- Była to praca ręczna. Każdą czaszkę trzeba było delikatnie wziąć do ręki. Niektórych oczodołów nie udało się doczyścić, bo były bardzo kruche. Do czyszczenia stosowaliśmy szczotki nasączone wysokoprocentowym alkoholem, który jednocześnie konserwuje i usuwa zarazki. Finalnie okazało się, że kompletnych czaszek jest prawie 500. Później były one przenoszone do krypty, umieszczane i układane w specjalnie przygotowanym stelażu. Zmieściły się prawie wszystkie - opowiada A. Duffek.
Więcej w 27. numerze "Gościa Gdańskiego" na 5 lipca.