- Rozglądamy się, szukając jego twarzy - jej już nie ma. Jest za to inna obecność - milcząca, choć dająca o sobie znać, bo Sebastian tam, gdzie się pojawiał zostawiał ślad dobra - mówił ks. Adam Jeszka na pogrzebie śp. Sebastiana Ranachowskiego.
W kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Żukowie, pod przewodnictwem bp. Zbigniewa Zielińskiego, odbyły się uroczystości pogrzebowe 28-letniego śp. Sebastiana Ranachowskiego, który zmarł nagle 11 stycznia. Był mężem i ojcem, a także m.in. współzałożycielem zespołu muzycznego Lux Mundi, ceremoniarzem, pielgrzymem na Jasną Górę, zaangażowanym w wiele inicjatyw ewangelizacyjnych oraz duszpasterskich w archidiecezji.
Homilię wygłosił ks. Adam Jeszka. - Stajemy bezsilni, ze łzami w oczach, bo śmierć zgasiła płomień życia tak niespodziewanie, znienacka, pozostawiając bolesną ranę nieobecności. Nie ma w nas jednak rozpaczy, czyli stanu beznadziei. Jest paraliżująca niemoc, ale jest również inna siła - choć nie ma ona swego źródła w nas. Myślę, że pochodzi ona od Ciebie, Panie, z mocy Twoich słów: "Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość" - mówił kaznodzieja.
- Ktoś powiedział, że był jak świeży chleb, który przenika zapachem całe pomieszczenie i z którego każdy może uszczknąć trochę, żeby się posilić. Taki był - po prostu dobry. Był jak ewangeliczna sól, nadająca różnym światom, w których przebywał, smaku i wyrazistości. Był Dobrą Nowiną o tym, że Ty, Panie, wciąż działasz w świecie i chcesz człowieka pociągnąć do siebie - podkreślił ks. Jeszka.
Zwrócił uwagę, że Sebastian sam jakby podświadomie przeczuwał, że nić jego życia szybko zostanie przerwana. - Biegł przez życie, rozrzucając iskry dobra na różne ścierniska środowisk, w których się obracał. W jego sercu płonęła miłość do życia, do Boga, bliskich, przyjaciół, do Kościoła, którym żył, czuł go, spalał się dla niego - mówił.
Ks. Jeszka zwrócił się również bezpośrednio do Sebastiana, bo jak podkreślił, wierzymy, że Ci których kochamy i którzy w biegu życia nas wyprzedzili, są przy nas, inaczej, dyskretniej, bliżej, już na zawsze.
- Wszystko nam w tych dniach mówi o tobie. M.in. ekipa z Zespołu Lux Mundi, który był twoim oczkiem, przestrzenią wzrastania w wierze. Z nimi tworzyłeś rzeczywistość ducha: każdego tygodnia w niedzielę na godz. 20., na pielgrzymkach do Wejherowa, do Częstochowy, grając na ślubach, bierzmowaniach. Twoje życie było pieśnią pochwalną na cześć Boga - mówił.
- Wspominamy twój łobuzerski uśmiech, mrugniecie okiem i charakterystyczne "OK", gdy zwracało się do ciebie z prośbą o cokolwiek. Dla ciebie nie było problemów, było tylko rozwiązanie. Nigdy nie odmawiałeś pomocy. Twoje święte oburzenie, jak coś nie tak działo się w Kościele, mądre przemyślenia i oddanie całym sercem w to, co się angażowałeś. Niezapomniane pozostaną wieczorne spotkania z tobą przy stole. Twoja normalność, gościnność, spontaniczność i serdeczność - podkreślił kaznodzieja.
Po Mszy św. odbył się pogrzeb na pobliskim cmentarzu. - Jesteśmy wdzięczni za dar życia Sebastiana. Wierzymy jednocześnie, że śmierć jest początkiem lepszego życia, a nasza rozłąka potrwa jedynie chwilę - mówił bp Zieliński.