Nowy numer 21/2023 Archiwum

Jest tu wszystko, czego uczy się lekarz

Medycy są blisko chorych nie tylko w czasie pandemii. Służą wiedzą i pomocą w przychodniach, na oddziałach szpitalnych, a także w hospicjum. W sopockiej placówce jak w soczewce skupiają się historie życia czterech kobiet, które swoje życie poświęciły służbie chorym.

Światowy Dzień Chorego to dobra okazja, by przyjrzeć się pracy medyków, którzy opiekują się osobami zmagającymi się z chorobami. Szczególnym miejscem posługi lekarzy, pielęgniarek i opiekunów jest hospicjum. Tutaj nie ma spektakularnych sukcesów w leczeniu chorych, tak jak na oddziałach ratunkowych czy chirurgicznych. Mało tego – miejsce kojarzy się z odchodzeniem i przygotowaniem do przejścia chorego do domu Ojca. Ale i tu trwa codziennie walka – o kolejny dzień, o pokonanie bólu, a czasem o kolejny oddech. Historie, które opowiadają cztery kobiety pracujące w Hospicjum św. Józefa w Sopocie, to zupełnie inny obraz medycyny. Bez blichtru, fajerwerków, ale będący istotą tej dziedziny nauki – wytrwałej, cierpliwej służby na rzecz chorego.

Siostra Danuta

Pielęgniarstwem Danuta Babicz zainteresowała się już w szkole średniej. Jej kuzynka była pielęgniarką i bardzo wiele mówiła o tym zawodzie. Opowiadała o specyfice pracy w szpitalu, o zajmowaniu się chorymi. – Po maturze nie miałam sprecyzowanych planów co do dalszej edukacji. Ale kiedy słuchałam jej opowieści, pomyślałam, że pewnie znalazłabym szybko swoje miejsce w szpitalu. Mogłabym pomagać ludziom, mieć z nimi bliski kontakt. Postanowiłam, że rozpocznę naukę w studium pielęgniarskim w Gdańsku – wspomina. To był słuszny wybór. Przedmioty, których przyszła pielęgniarka się uczyła, utwierdziły ją w tym przekonaniu. Szczególnie to, że łączyły zdobywanie wiedzy z praktyką. Po szkole pani Danuta rozpoczęła pracę na oddziale wewnętrznym w jednym z gdańskich szpitali. – To była prawdziwa szkoła zawodu. Zostałam rzucona na głęboką wodę, ale się odnalazłam. Przepracowałam tam wiele lat i doświadczyłam wiele satysfakcji, szczególnie od pacjentów. Tam nauczyłam się, że pielęgniarstwo to też zawód, w którym stale trzeba się rozwijać – mówi D. Babicz.

Pracując w szpitalu, jednocześnie kontynuowała naukę na studiach, a następnie na kursach. Wyspecjalizowała się w pielęgniarstwie paliatywnym. Po ponad 20 latach pracy w szpitalu pani Danuta zdecydowała się wziąć udział w konkursie na pielęgniarkę oddziałową w sopockim hospicjum. Została przyjęta do pracy. – To zupełnie inna specyfika mojego zawodu. Jestem bliżej pacjenta, mam większy kontakt z chorym, można się bardziej skupić na jego problemach. Tutaj mogę podarować pacjentowi nie tylko swój profesjonalizm. Mogę usiąść, wziąć go za rękę, porozmawiać nie tylko o chorobie, ale też posłuchać historii jego życia. W medycynie paliatywnej osoby chore to nie tylko ci, którym trzeba ustawić terapię, każda z nich to także osobowość i indywidualność – mówi pielęgniarka. Wśród wielu zalet pracy w hospicjum D. Babicz wymienia możliwość rozwoju duchowego. – Praca tutaj pokazuje, jak życie potrafi być kruche, czasem krótkie. Dlatego ważne, by korzystać z każdej chwili, kiedy jesteśmy razem tutaj, teraz – dodaje.

Lekarz Que

Absolwentka gdańskiej uczelni medycznej od ponad 10 lat pracuje w hospicjum. Que Phuong Nguyen urodziła się w Wietnamie, ale miejscem jej życia jest Pomorze. – Myślę, że z zawodem lekarza moje życie jest związane od samego początku. Na świat przyszłam dzięki pomocy lekarki, która uratowała moją mamę i mnie. Noszę jej imię jako wyraz szacunku. I z tego też powodu postanowiłam jeszcze jako dziecko, że zostanę medykiem – wspomina. Studenckie praktyki na ostatnim roku przywiodły ją do sopockiego hospicjum. I została tu na dobre. – Byłam tak szczęśliwa, gdy zaproponowano mi pracę tutaj! To dla mnie najlepsze miejsce. Czuję, że mój profesjonalizm jest tu najbardziej przydatny i oczekiwany przez chorych – dodaje.

Prócz tego Que praktykuje w jednej z gdyńskich przychodni, gdzie jest lekarzem rodzinnym. Lubi tę pracę, choć uważa, że czasem brakuje czasu na relację z pacjentem. – Czasem trzeba w ciągu godziny przebadać, wysłuchać, zdiagnozować kilka osób. Jestem profesjonalna, miła, ale wielka jest różnica w kontakcie z osobami, z jakimi spotykam się w hospicjum – mówi. Que zaznacza, że w byciu medykiem bardzo ważna jest praca zespołowa. – W przychodni jestem sama, w hospicjum współpracuję z lekarzami, pielęgniarkami i opiekunami. Wiem, że dla nas wszystkich najważniejszy jest chory, opieka nad nim i dawanie mu poczucia bliskiej obecności – podkreśla doktor Nguyen.

Opiekunka Anita

Kiedy babcia Anity Rabiegi odeszła, kobieta długo nie mogła się pogodzić ze stratą. – Miałam poczucie opuszczenia, samotności. Szukałam sposobu na ukojenie. Znalazłam je w pracy z chorymi tutaj, w hospicjum – mówi. Praca opiekuna medycznego wydaje się mało spektakularna – wykonywanie czynności higienicznych przy chorym to trudne zajęcia i nie każdy da sobie z nimi radę. Trzeba odbyć nie tylko specjalistyczne szkolenie, ale przede wszystkim być w stanie je wykonać. Pani Anita uważa, że to trudna praca, ale dająca maksimum zadowolenia.

– To, co się daje choremu, odbiera się w jego słowie, uśmiechu. Najważniejsze jest zrozumienie drugiego człowieka. Trzeba też mieć „to coś”. Na chorego, który leży w pampersie, trzeba spojrzeć jak na członka własnej rodziny. To lekcja cierpliwości, ale też człowieczeństwa. Musimy pokazać tym osobom, że to nie jest tylko praca, ale że pomagamy przede wszystkim im i jesteśmy tu dla nich – dodaje opiekunka. Pani Anita pracę z hospicjum łączy z pomocą na oddziale neurologicznym w jednym z gdańskich szpitali. – To też wymagające miejsce. Są tam chorzy z różnymi schorzeniami, po operacjach głowy czy kręgosłupa. Wszyscy wymagają bardzo indywidualnej opieki – mówi A. Rabiega. I dodaje, że jej praca z chorymi to z jednej strony zajęcie zawodowe, ale też powołanie.

Doktor Aleksandra

Od 12 lat w sopockim hospicjum pracuje dr n. med. Aleksandra Modlińska. Lekarka z ponad 20-letnim stażem zawodowym obecnie kieruje placówką medyczną. Prócz obowiązków związanych z sopockim hospicjum prowadzi też własną praktykę lekarską, naucza na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, a gdy dysponuje czasem... jedzie na misje do Afryki. – Byłam już kilka razy w Tanzanii i Kenii. To zupełnie inny świat dla lekarza, który w Polsce jest przygotowany do wykonywania swojej pracy. Tam nie ma USG, często sprzęt jest bardzo podstawowy. To powrót do korzeni zawodowych. Trzeba leczyć tym, do czego ma się dostęp – mówi dr Modlińska. Wyjazdy dają lekarce wiele satysfakcji, ale też uczą innego nastawienia wobec choroby.

– Jeden z tamtejszych chorych powiedział mi: „W Europie zakładacie często, że pacjent umrze. A tutaj pytamy, kiedy pacjent wyzdrowieje”. To pouczające i budujące zdanie – dodaje. Pani Aleksandra mówi, że w pracy z chorymi, którzy odchodzą, mieści się kwintesencja zawodu. – Tu nie ma spektakularnej medycyny, jak w uniwersyteckich klinikach czy na oddziałach ratunkowych albo chirurgicznych. Ale jest wszystko to, w czym lekarze są kształceni od początku studiów: człowiek, empatia, pomoc choremu i walka. Ta toczy się codziennie, mimo doskonale znanej diagnozy, do końca. Dlatego wiem, że mam najlepszy zawód na świecie – mówi lekarka.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama

Quantcast