O historii swojego powołania, a także o tym, co w zakonie daje radość i sprawia, że z jej twarzy nie schodzi uśmiech, mówi s. Nikolina Oszmian, dominikanka.
Ks. Maciej Świgoń: Jakiś czas temu napisała Siostra na swoim facebookowym profilu: „Kocham swój stan. Uwielbiam być dominikanką”. Czym dla Siostry jest życie konsekrowane?
S. Nikolina Oszmian OP: To przede wszystkim realizacja drogi, na którą zaprosił mnie Pan Bóg. To życie w relacji z Nim. Bycie blisko Boga, który mnie totalnie kocha. To również bycie z tymi, do których On mnie posłał. Życie w zakonie jest Jego pomysłem na moje życie. Jego planem, w który weszłam. Jest to naprawdę niesamowita droga.
Jak odkryła Siostra swoje powołanie?
Kształtowało się ono bardzo spokojnie, bez większego „wow”. Od dziecka mieszkałam w Orzyszu, pięknej miejscowości na Mazurach, w której od wielu lat posługują siostry dominikanki. Od 6. roku życia śpiewałam w scholi prowadzonej przez siostry. Do Pierwszej Komunii św. również przygotowywała mnie jedna z sióstr. Kiedy byłam w gimnazjum, do Orzysza przyjechała s. Krysia, bardzo charyzmatyczna i pełna życia dominikanka. Założyła zespół młodzieżowy, w którym śpiewałam, i stworzyła z nas bardzo zgraną grupę przyjaciół. Pod koniec gimnazjum w moim serduchu zaczęła pojawiać się myśl o życiu zakonnym. Początkowo była ona bardziej fascynacją życiem sióstr, ale z biegiem czasu dojrzewała we mnie i stawała się coraz bardziej konkretną drogą, na którą powoływał mnie Pan Bóg. Uczestniczyłam codziennie w Mszy św., ale prowadziłam też życie normalnej nastolatki, która uwielbiała być wśród przyjaciół i znajomych. Nie wyobrażałam sobie, że mogę zostawić swoje szalone życie i pójść do klasztoru. A z drugiej strony tak bardzo Jego wezwanie „wierciło” w moim sercu... Pamiętam moment, kiedy będąc rozdarta między tymi dwoma światami, otworzyłam Pismo Święte i przeczytałam pytanie Jezusa do Piotra po zmartwychwstaniu: „Czy miłujesz Mnie więcej? Tak, Panie”. Potem, będąc w liceum, w drodze na swoje pierwsze wakacyjne rekolekcje u dominikanek zajechałam do naszego domu generalnego w Krakowie. Kiedy weszłam do kaplicy, poczułam taki pokój i myśl, że jestem w domu. Nigdy nie zapomnę tego momentu. Gdy wróciłam do Orzysza, wciąż uwielbiałam spędzać czas wśród moich przyjaciół, lubiłam nasze spotkania, wyjścia, imprezy. Ale wtedy już wiedziałam, że po maturze będę prosiła o przyjęcie do klasztoru. Czekałam na ten moment. Z biegiem czasu o swojej decyzji powiedziałam przyjaciółce i bliskim. Przyjęli to pozytywnie, choć byli w lekkim w szoku. Do dziś mamy ze sobą kontakt i zawsze, kiedy jestem w domu rodzinnym, spotykamy się. Dla nich dalej jestem ich Oszmianą (tak mnie zawsze nazywali), z którą bez wstydu można siąść na pomoście, jak zawsze. Trudniej przyjęli to rodzice. Potrzebowali więcej czasu, żeby zacząć się tym cieszyć. Początkowo były bunt, płacz i próba wybicia mi tego pomysłu z głowy. To były ciężkie dni. Teraz mam poczucie, że się cieszą i są dumni z tego, że jestem dominikanką. Widzą, że jestem szczęśliwa.
A nie myślała Siostra o małżeństwie i macierzyństwie?
Chyba nie zdążyłam. (śmiech) Swoje 19. urodziny obchodziłam, będąc już w postulacie. Moje dorastanie było czasem dojrzewania w powołaniu do życia zakonnego. Może brzmi to dziwnie, ale Pan Bóg, pokazując mi drogę życia konsekrowanego, bardzo szybko i skutecznie mnie sobą zachwycił. A macierzyństwo jest tak głęboko wpisane w naszą kobiecość, że nie da się o nim nie myśleć. Bóg jednak nie zabiera nam, kobietom konsekrowanym, tego pragnienia, ale pokazuje, jak je realizować tu, gdzie jesteśmy. Macierzyństwo duchowe to nasza szczególna rola. Bycie blisko ludzi, którzy nam ufają. Bycie w ich radościach i troskach, towarzyszenie we wzrastaniu i zmaganiu się z codziennością. To jest forma realizowania powołania do macierzyństwa, które jest w nas, kobietach, zakorzenione.
Siostra jest zawsze uśmiechnięta. Co daje radość w życiu zakonnym?
Relacja z Jezusem. Świadomość tego, że jestem Jego ukochaną córeczką, że On nigdy nie spuści ze mnie wzroku i nigdy się ode mnie nie odwróci. Tak, prawdziwa relacja z Nim. Bycie blisko Niego, słuchanie Go i mówienie Mu o tych, których mam w sercu. To daje mi radość. A tak po ludzku również to, że w zakonie mogę być sobą. Pan Bóg wykorzystuje moje pasje i talenty, żeby służyć innym. Daje mi cudownych ludzi, z którymi idę przez życie. On mnie kocha taką, jaka jestem, i taką posyła w swoim imieniu. Niesamowite jest to wszystko! On jest niesamowity.
Co powiedziałaby Siostra kobiecie czującej obawy przed wstąpieniem do zgromadzenia?
Rozumiem, że się boi, bo wchodzi na drogę, która dla wielu jest niezrozumiała. Drogę, która niesie za sobą pewne stereotypy. Drogę, która we współczesnym świecie jest mocno pod prąd. Powiedziałabym jej też, żeby mimo obaw zaufała i dała się zaprosić na tę drogę bycia z Bogiem i niesienia Go światu. Drogę, z której nigdy bym nie zrezygnowała, bo naprawdę uwielbiam być siostrą, szczególnie dla tych często poturbowanych przez codzienność ludzi.•