Czy starszy dał przykład młodszemu? Czy więzy krwi są pomocą czy trudnością w duszpasterstwie? Księża bracia z archidiecezji gdańskiej mówią o szczególnej relacji w swoim życiu przed Niedzielą Dobrego Pasterza.
Łączy ich nie tylko kapłaństwo, ale również więzy krwi. W archidiecezji gdańskiej, jak w wielu innych lokalnych Kościołach na całym świecie, posługują kapłani, którzy są braćmi. Księża Jerzy (40 lat kapłaństwa) i Grzegorz (31 lat) Stolczykowie oraz Piotr (15 lat) i Andrzej (12 lat) Wieccy podzielili się swoim świadectwem w związku z Niedzielą Dobrego Pasterza, dniem szczególnej modlitwy Kościoła o powołania do kapłaństwa.
Dom rodzinny braci Stolczyków to było mieszkanie na ostatnim piętrze 4-piętrowego bloku w Nowym Dworze Gdańskim. Z piecem na węgiel. Dyżury z kubełkiem mieli chłopcy, dwie siostry pomagały w obowiązkach domowych mamie. Jako dzieci bracia byli związani z parafią pw. Przemienienia Pańskiego. Jerzy, krótko przed I Komunią św., został ministrantem. Służba przy ołtarzu zafascynowała też młodszego o osiem lat Grzegorza.
- Pamiętam dobrze sytuację, gdy przed jedną z Mszy św. nasza mama zapytała księdza, czy Grzegorz może uczestniczyć w liturgii w prezbiterium. Miał wtedy trzy, cztery lata. Ksiądz się zgodził i to tak zadebiutował jako ministrant - wspomina ks. Jerzy Stolczyk, posługujący dziś w archikatedrze oliwskiej.
Piękny dom, twarda dzielnica - tak w skrócie można opisać miejsce na gdańskiej Oruni, gdzie wychowali się bracia Wieccy. Piotr jest dziś archidiecezjalnym duszpasterzem młodzieży, Andrzej - zastępcą dyrektora Caritas AG. - Mieliśmy dom, w którym były wartości. Tak samo było obok, w dzielnicy. Czarno-biały świat. Mogłeś być dobry, mogłeś wybrać drugą stronę. Mieliśmy zajęcie, przy domu było prawie tysiąc metrów kwadratowych ogrodu. Od wiosny do jesieni praca, lato - wyjazdy na rynek z plonami. Kościół i bycie ministrantem dawało przejście w inny wymiar. Tu też są jasno określone zasady i kryteria - wspomina ks. Piotr.
Ks. Andrzej i ks. Piotr w Centrum Wolontariatu Caritas AG. Piotr Piotrowski /Foto GośćKsiądz Grzegorz wielokrotnie odwiedzał brata w seminarium, ale jest zdania, że nie miało to wpływu na jego decyzję o kapłaństwie. - Przygotowywałem się na studia medyczne. Jeździłem do kościoła na Przymorzu na zajęcia przygotowawcze z fizyki i biologii. Myślę, że moja decyzja dojrzewała od dzieciństwa i przyszła ze względu na relację z Kościołem, która się rozwijała - mówi.
Ksiądz Andrzej mówi, że do seminarium przyprowadziła go wolność. - Wiara jest dla mnie wolnością. Nas nikt nigdy w domu nie zmuszał do wiary. Nie kazał nam chodzić do kościoła, zapisywać się do grup, wspólnot. Przyszedłem do seminarium, bo chciałem rozeznać to powołanie. Po moich doświadczeniach seminaryjnych, także tych trudnych, kryzysowych, jestem przekonany, że bycie księdzem jest wolnością. To Pan Bóg nas powołuje do różnych zadań, ale decyzja należy do nas. Tak samo jest z kapłaństwem. Poznajesz to życie, widzisz, czy jesteś na nie gotowy i podejmujesz decyzję. Tak odczytałem powołanie i tak jest do tej pory - mówi kapłan.
Więcej o braciach kapłanach w 17. numerze "Gościa Gdańskiego" na 30 kwietnia.