W piątek 31 maja odbyły się uroczystości pogrzebowe ks. kan. Marka Boniewicza, wieloletniego proboszcza parafii i budowniczego kościoła pw. Trójcy Świętej.
Zmarły kilka dni temu, 74-letni kapłan posługiwał wspólnocie w Gdyni-Dąbrowie w latach 1987-2022. Msza św. pogrzebowa była celebrowana w świątyni, którą wybudował kapłan ze swoimi parafianami. Przewodniczył jej metropolita gdański wraz z kapłanami z dekanatu Gdynia-Orłowo i zaprzyjaźnionymi duchownymi zmarłego. Świątynię wypełnił tłum parafian, którym śp. ks. Marek posługiwał przez ponad 35 lat. - Całe moje życie religijne jest związane z ks. Markiem. Udzielał mi I Komunii św., potem był przy bierzmowaniu, błogosławił mojemu małżeństwu, wreszcie ochrzcił nasze dzieci. To był wspaniały, mądry kapłan, przyjaciel, który wspierał nas w różnych momentach życia. Znał tu na osiedlu chyba wszystkich mieszkańców. Gdy ktoś miał chwilę zwątpienia, umacniał w wierze dobrym słowem, rozmową - wspomina pani Joanna, mieszkanka Dąbrowy.
Homilię wygłosił ks. kan. Jan Kowalski, proboszcz parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w Redzie, przyjaciel zmarłego. - Drodzy parafianie, mówicie o ks. Marku: „nasz ksiądz Marek, nasz proboszcz”. Tak. To nasz ojciec, to nasz budowniczy kościoła i parafii. Wielu z was pamięta początki: ulica Anyżowa, potem tutaj - Nagietkowa. To 37 lat wspólnego życia. To proboszcz, który znał nas jak nikt inny. Znał nasze imiona. Potrafił z precyzją wypowiadać się, gdzie kto mieszka, gdzie pracuje i czy praktykuje swoją wiarę, czy przychodzi do kościoła na Mszę św. zwłaszcza niedzielną. Znał swoich parafian, kochał ich i miał prawo od was kochani też wymagać. Dzisiaj pogrzeb waszego proboszcza. Trudna, przedziwna lekcja, ale wpisana w ludzką naturę - mówił kaznodzieja.
- Jesteście kochani parafianie, dobrze przygotowani do tej trudnej lekcji umierania i pogrzebu waszego proboszcza Marka. Przeżyliście w ubiegłym tygodniu święte misje parafialne, w minioną niedzielę przeżywaliśmy tu w kościele odpust parafialny ku czci Trójcy Świętej i usłyszeliśmy słowa bp. Piotra, który mówił do was, że Bóg jest z nami na początku i na końcu. Bóg ogarnia wszystko swoją miłością i towarzyszy nam przez całe nasze życie, a kiedy przechodzimy do wieczności, to tam również jest Bóg. Dzisiaj kochani żegnamy księdza proboszcza Marka w święto Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, Matki Bożej, którą tak bardzo pokochał jako kapłan w swoim życiu, zwłaszcza w tym znaku fatimskim, ale też i w znaku nieustającej pomocy. Czy te dni nie są jakimś wołaniem o miłość, także o wiarę? - pytał.
Wspomniał też o osobistej relacji z ks. Markiem. - Dane mi było poznać waszego proboszcza, który i dla mnie, choć na krótkie trzy lata stał się proboszczem. Potem, kiedy sam poszedłem, powołany na budowę kościoła św. Antoniego w Redzie, stał się dla mnie podporą - starszym, doświadczonym bratem w kapłaństwie - dodał.
Przypomniał też historię powołania i kapłańskiej drogi Marka Boniewicza, absolwenta toruńskiego technikum budowlanego. - Po święceniach, najpierw była piękna Stężyca na Kaszubach, potem cztery lata w Chełmnie nad Wisłą, potem krótko w Gdyni-Witominie u Świętego Krzyża, by 20 sierpnia 1987 r. z rąk biskupa chełmińskiego Mariana Przykuckiego przyjąć dekret na proboszcza do nowo utworzonej parafii Świętej Trójcy w Gdyni-Dąbrowie. I tu pozostał do końca, do tej ostatniej Mszy św. sprawowanej kilkanaście dni temu, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego - mówił ks. J. Kowalski. Przypomniał również, że przez kilka lat śp. ks. Marek Boniewicz zmagał się z ciężką chorobą.
Pogrzeb śp. ks. kanonika Marka Boniewicza Piotr Piotrowski /Foto GośćPochówek z udziałem abp. Tadeusza Wojdy miał miejsce na cmentarzu parafialnym przy kościele pw. św. Wawrzyńca w Gdyni-Wielkim Kacku. Ksiądz Marek spoczął w grobie obok kapłanów tamtejszej parafii.