Czterech nowych prezbiterów, wywodzących się z grup działających na terenie archidiecezji gdańskiej - to owoc tegorocznej formacji neokatechumenalnej. W kościele pw. św. Ignacego Loyoli przedstawiciele grup spotkali się w wtorek 18 czerwca na uroczystej liturgii pod przewodnictwem bp. Wiesława Szlachetki.
Obecnie w archidiecezji gdańskiej działa 49 wspólnot w 13 parafiach i 5 miastach. To łącznie prawie 1500 braci i sióstr. Na drodze formuje się też ok. 360 małżeństw, posiadających ok. 1400 dzieci. Najstarsza jest wspólnota, która istnieje od 40 lat i spotyka się przy parafii pw. św. Ignacego Loyoli w Gdańsku-Starych Szkotach. Tu też bp Szlachetka przewodniczył liturgii wraz z licznymi kapłanami grup neokatechumenalnych.
Janusz i Maryla Stryjeccy, pierwsi katechiści, którzy w 1981 r. rozpoczęli drogę w Gdańsku, przypomnieli najważniejsze wydarzenia mijającego roku formacyjnego. - Najważniejszym owocem są 4 neoprezbiterzy, których nasze grupy dały Kościołowi. Ich święcenia odbyły się m.in. w Miami czy w Kijowie - mówił J. Stryjecki.
Swoje świadectwa przedstawili też uczestnicy Drogi Neokatechumenalnej z kilku parafii archidiecezji. Wśród nich byli tzw. chrzestni, którzy prowadzą formację dla kandydatów do bierzmowania, tzw. postrcresimę. Ważne było też świadectwo dwójki młodych, którzy uczestniczą już kilka lat w tej formie przygotowania. Młodzi z parafii, podzieleni na 8-osobowe grupy, prowadzeni przez małżeństwa z drogi, nazywane chrzestnymi, są przygotowywani w jedności z proboszczem do przyjęcia sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej. Spotykają się co tydzień w piątek po domach, raz w parafii. Mają także 5-dniowy obóz w wakacje. Obecnie jest 35 małżeństw chrzestnych, które podjęły się tego zadania, z dwóch parafii - w Gdańsku-Matarni i w Gdyni-Chyloni.
Homilię wygłosił bp Szlachetka. - Podczas Drogi Neokatechumenalnej bardzo często pojawia się przymiotnik "nowy", "nowe". W Apokalipsie św. Jana, w owej księdze chrześcijańskiej nadziei, słyszymy z ust Bożych radosną wiadomość: "Oto czynię wszystko nowe". Ta nowość wszystkiego będzie wytyczać wieczne szczęście, szczęście ciągle nowe, czyli takie, które nigdy się nam nie znudzi. W śpiewie przed Ewangelią usłyszeliśmy słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem". I gdy słyszymy to przykazanie, to zaraz pojawia się pytanie, na czym polega jego nowość - mówił hierarcha.
- To przykazanie w formie: "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego" jest oczywiste. Ale - z drugiej strony - kryje w sobie sporo niebezpieczeństw. Bo trzeba przyznać, że wielu ludzi siebie samych serdecznie nienawidzi. Wielu siebie samych nie cierpi. Wielu jest znużonych sobą. Skoro ktoś siebie nie lubi, nie cierpi, nie może siebie znieść, nienawidzi siebie, to jak będzie miłował bliźniego? - zastanawiał się.
Dodał, że "Jezus zmienia uzasadnienie przykazania miłości". - Mamy miłować innych już nie tak, jak siebie samego, ale tak, jak Jezus nas umiłował. Kiedy przypatrujemy się uważniej Jezusowi, zauważamy, że każde Jego słowo, każdy Jego gest i każdy Jego czyn, łącznie z tym czynem najważniejszym - Jego ofiarą krzyża - pełne są miłości. We wszystkim, co Jezus mówił i czynił, jest miłość - tłumaczył.
- Podstawą miłości Chrystusowej nie są ani więzy krwi, ani emocje, ani przyjaźń, ani patriotyzm, ale bezgraniczna troska o zbawienie każdego człowieka. W życiu Jezusa są zarówno ci, których lubi, i ci, których nie lubi. Bo jak można było lubić Heroda, który czyhał na Jego życie? Bo jak można było lubić tych faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy nieustannie szukali sposobności, aby Go zgładzić? Ta miłość Chrystusowa nie jest jakąś utopią. Chrystus nie każe nam wszystkich lubić, bo to jest niemożliwe. Jego miłość polega na bezgranicznej trosce, aby zbawić wszystkich - i przyjaciół, i nieprzyjaciół, i tych, których lubił, i tych, których nie lubił. I na tym polega nowość tego przykazania - mianowicie na bezgranicznej trosce o zbawienie każdego człowieka - wyjaśniał.