Wesołych Świąt, panie generale!

"Wigilia. Jeden z najpiękniejszych dni w roku (…). Ten i następne dni będą szczególnie trudne dla najbliższych. Czy wytrzymają tę sytuację? Czy nie załamią się? Oni nic nie wiedzą" - pisali internowani w grudniu 1981 roku Andrzej Drzycimski i Adam Kinaszewski.

Niespełna dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia – 13 grudnia 1981 r. – Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Moment rozpoczęcia rządów wojskowej junty nie został wybrany przypadkowo. Komunistyczni działacze mieli nadzieję, że zimowa aura zniechęci Polaków do uczestnictwa w ulicznych protestach. Liczyli też, że gospodarcze wsparcie udzielone przez „bratnie kraje socjalistyczne” tuż przed świętami będzie można wykorzystać propagandowo jako argument za „normalizacją” w kraju i dowód, że kryzys ekonomiczny spowodowany jest „warcholstwem Solidarności”.

Okazało się inaczej. Dla tysięcy Polaków okres przedświąteczny i samo Boże Narodzenie 1981 r. stały się symbolem niepokoju o uwięzionych i internowanych bliskich. Dla setek – czasem żałoby po utracie ukochanych.

Opozycjoniści A. Drzycimski i A. Kinaszewski zostali internowani i osadzeni w Ośrodku Odosobnienia w pomorskim Strzebielinku. Rodzina mogła jedynie domyślać się, jaki spotkał ich los. „Wbrew zapewnieniom tutejszej komendy nasze listy nie dotarły jeszcze do najbliższych. Oficjalnie nikt nie wie, gdzie jesteśmy. Urząd wojewódzki, miejski i prokurator nie znają nawet nazwisk internowanych. Wszędzie odsyła się, nawet na komendach MO, do ubecji” – pisali. „O nas w Strzebielinku rozsiewa się plotki, że przebywamy w strasznych warunkach, jesteśmy poranieni, mamy połamane ręce, nogi, komuś oberwano uszy itp. Celem całej tej, wyraźnie sterowanej akcji jest zastraszenie rodzin, środowisk, społeczeństwa” – dodawali w innym miejscu.

Martwiąc się przede wszystkim o najbliższych, razem z innymi internowanymi postanowili zorganizować wigilię. Dostarczoną na ich prośbę choinkę umieścili w taborecie, podwiązali pod nią puszkę z wodą, a następnie uruchomili „więzienną wytwórnię ozdób choinkowych”.

„Darliśmy na mniej więcej równe paski gazety, z których nasi specjaliści składali różnego rodzaju gwiazdki i bombki. Wszystko to wraz z otrzymanymi cukierkami zawisło na świątecznym drzewku”. Wieczerza rozpoczęła się o godz. 16 z udziałem kapelana, komendanta ośrodka i towarzyszącego mu więziennego funkcjonariusza. Wszyscy podzielili się opłatkiem. „Komendant i klawisz byli zaskoczeni. Gdy składaliśmy sobie wzajemnie życzenia (…), każdy z nas miał łzy w oczach. W obozie tworzyło się coś nowego. Jakaś wzajemna solidarność, poczucie jedności, braterstwa” – pisali w dzienniku Drzycimski i Kinaszewski. Internowani zaczęli nieśmiało nucić kolędy. Z każdą kolejną coraz donioślejszy śpiew wypełniał więzienną przestrzeń. „Tu też, w tych więziennych warunkach, pełniej odczuwaliśmy głębię kolęd. Prześpiewaliśmy wszystkie, jakie tylko znaliśmy, później sięgnęliśmy do modlitewnika dla dzieci ojca Tymoteusza, dostarczonego przez kapelana. O północny wysłuchaliśmy z kołchoźnika pasterki. Podniosło nas na duchu orędzie księdza prymasa” – zapamiętali.

Wesołych Świąt, panie generale!   Dzień po wprowadzeniu stanu wojennego. Mieszkańcy Gdańska gromadzą się przed bramą Stoczni im. Lenina. Archiwum IPN

Tolek Browarczyk dla swojej dziewczyny Doroty kupił pod choinkę biżuterię – naszyjnik, pierścionek i kolczyki. Nie zdążył ich wręczyć. Dwudziestolatek 17 grudnia 1981 r. z przyjaciółmi wracał z praktyk szkolnych. Na wysokości Huciska natrafili na manifestację przeciwko komunistycznej juncie Jaruzelskiego. Przyłączyli się. Po pewnym czasie, za namową przyjaciela, Tolek zdecydował się udać w bezpieczniejsze miejsce. Wtedy kula przebiła mu czaszkę. Chłopak osunął się na ziemię. Przypadkowi świadkowie położyli go krwawiącego na ławce i zanieśli do pobliskiego Szpitala Wojewódzkiego. Rodzina na wydanie zwłok czekała dwa tygodnie. Władze zabroniły umieszczenia klepsydry w gazetach i udzielania wywiadów. Pogrzeb odbył się w sylwestra. Cmentarz obstawiła milicja. Wszędzie stały „suki”, a pomiędzy alejkami chodzili funkcjonariusze SB. Mimo że rodzina otrzymała pozwolenie od biskupa, esbecy zakazali wstawić trumnę z ciałem Tolka do kościoła. Mszę św. pogrzebową udało się odprawić dopiero w kaplicy cmentarnej. „Cały grudzień był pasmem upokorzeń. Do dziś, kiedy przełamuję się opłatkiem, to płaczę” – wspominała po latach Marianna Browarczyk, mama Tolka.

Formą radzenia sobie z wywołanym tragicznymi wydarzeniami stanu wojennego bólem była poezja. Na łamach podziemnej prasy masowo ukazywały się anonimowe wiersze. „Wesołych Świąt, panie generale! Przy ruskiej wódce i ruskim kawiorze. Ja siedząc sama przy świątecznym stole, Wciąż nasłuchuję, bo o tej to porze, twoi służalcy mogą drzwi wyłamać. Mogą opłatek jak życie znieważyć. To dzięki tobie jestem dzisiaj sama. Ty dałeś rozkaz zabronić nam marzyć” – brzmiał jeden z nich.


Więcej w papierowym wydaniu "Gościa Gdańskiego" - nr 51-52 na 22 grudnia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..