W Niedzielę Bożego Miłosierdzia przedstawiamy drugą historię o tym, jak Bóg pomaga ludziom zmartwychwstawać w trudnym położeniu. Okazuje się, że szansą na doświadczenie Jego miłości może być także pobyt w areszcie.
Krzysztof (imię zmienione) doświadczył mocy miłości silniejszej niż grzech oraz siły łaski wyciągającej człowieka z najgłębszych ciemności. Dziś jest przekonany o tym, że zmartwychwstanie to nie bajka. Jezus żyje i działa - nawet w miejscach, które wydają się pozbawione Jego obecności.
25-letni mężczyzna spędził wiele miesięcy w zamknięciu za obrót nielegalnymi substancjami. Odizolowanie okazało się jednak dla niego wielką łaską, bo w relacji z Bogiem wszedł na poziom, który dotąd ani go nie interesował, ani nie wydawał się mu potrzebny. W więzieniu odkrył, że Pan nigdy nikim nie gardzi, choćby człowiek swoimi wyborami wciąż Mu pokazywał, jak bardzo się z Nim nie liczy.
Jak zmieniła się jego więź z Bogiem podczas odbywania kary? - Pamiętam ten pierwszy moment, kiedy nas przeprowadzili takimi kazamatami i czekałem na przydział do celi - zobaczyłem wtedy kaplicę. Miałem wówczas takie fajne uczucie, że jednak jest dla mnie jakaś szansa, jest jakieś miejsce, które znam, w którym bym się mógł odnaleźć - wspomina Krzysztof. - Na początku było trudno. Traktowałem Pana Boga jak złotą rybkę, obiecując Mu, że będę codziennie odmawiał wszystkie modlitwy, jeśli tylko stąd wyjdę. Nie mogłem się za bardzo odnaleźć, nie miałem w sobie nadziei. Ciężko jest odnowić relację zaniedbywaną przez lata - opowiada 25-latek.
Mężczyzna wspomina swoje pierwsze spotkanie z więziennym kapelanem, na które duchowny sam go zaprosił - jak się później okazało, stało się tak dzięki interwencji z zewnątrz znajomego księdza. - Zazwyczaj to jest tak, że więźniowie piszą prośby do kapelana i wtedy on ich woła, a ja bez żadnej prośby, w bardzo krótkim czasie, zostałem przez niego poproszony. Nie wiedziałem wtedy, czemu i po co. Ale byłem zadowolony, że wyrwę się z tej celi przynajmniej na chwilę i porozmawiam z kimś "normalnym", kto nie będzie przeklinał co drugie słowo - śmieje się Krzysztof.
Opowiada, że po tym pierwszym spotkaniu starał się, o ile to było możliwe, o częstsze kontakty z księdzem. Dostał od niego kieszonkową Ewangelię, która pozwalała mu żyć wiarą na co dzień. - To nie było jeszcze tak, że od razu poczułem się jakoś super, że byłem pełen nadziei. Stwierdziłem jednak, że jeśli ta cała wiara jest prawdziwa, to musi być coś, co przeczytam i dzięki czemu będę czuł jakiś większy spokój. Bo miałem moment dużego zwątpienia - wspomina mężczyzna. Na temat Ewangelii rozmawiał niejednokrotnie ze swoim kolegą z celi. Współwięzień podpowiedział mu fragment, który wlał w jego serce nadzieję: "Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6,34). - Przeczytałem to dosłownie ze dwa razy i poczułem spokój. Zasnąłem jak dziecko - mówi 25-latek.
Pobyt za kratkami okazał się dla Krzysztofa czasem ożywienia wiary. Wyrażało się to choćby w tym, że przez 9 miesięcy, dzień w dzień, odmawiał Różaniec. - Zagorzale to robiłem po prostu. Nawet moja babcia nie jest taka dobra w to - śmieje się. Choć przed odsiadką był ministrantem, to chodzenie do kościoła traktował jak sprawę do odhaczenia na liście. - Nie widziałem wiary jako czegoś, co jest dla mnie niezbędne, czego będzie mi brakować, kiedy ją stracę. Izolacja była więc dla mnie takim połączeniem na nowo z Bogiem, odświeżeniem przyjaźni z Nim - podkreśla. - Dotąd uważałem, że Bóg jest po to, żeby karcić, żeby dawać nam po łapach, wrzucać do piekła i generalnie trzymać wszystkich w ryzach, żeby co niedzielę chodzili do kościoła na Mszę. Tam odkryłem, że wiara jest relacją - zaznacza były więzień.
Wyjście na wolność okazało się wyzwaniem, bo o czas dla Boga trzeba teraz więcej walczyć, a i nie wszystkie osoby znające historię Krzysztofa wierzą w jego wewnętrzną przemianę. - Wiem, że niczego nikomu nie muszę udowadniać w kwestii wiary. Zaakceptowałem, że ludzie tak będą mówić. Ja natomiast jestem pewny swojej relacji z Bogiem. Wiem, co przeżyłem i co od Niego dostałem - podkreśla.