W sobotę 10 maja do Gdańska-Oliwy przyjechali ministranci, lektorzy i nadzwyczajni szafarze Komunii św. z całej archidiecezji, by świętować Jubileusz Służby Liturgicznej. Z młodzieżą spotkał się ks. Maciej Czaczyk, zwycięzca 2. edycji programu „Must Be the Music. Tylko muzyka”.
Spotkanie z uzdolnionym muzycznie duchownym rozpoczęło się o godz. 10. W auli Jana Pawła II zebrało się ok. 100 ministrantów i lektorów, by wysłuchać świadectwa życia pochodzącego ze archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej ks. Czaczyka. Kapłan opowiedział o swojej przygodzie w muzycznym talent show, które jako 17-letni chłopak wygrał. Wspominał to, co działo się po wygranej - nagła sława i rozpoznawalność, nagrywanie płyty i koncerty. Przekonywał jednak, że to wszystko nie dało mu takiego szczęścia jak kapłaństwo. - To, że dzisiaj jestem księdzem, to nie przypadek, bo nie ma przypadków. Wszystko ma znaczenie. I dzisiaj to jest jakby taki refren, który chcę wam powiedzieć: każdy gest, każde słowo, każde wydarzenie naszego życia mają znaczenie. Nie dzieją się przypadkowo. Nie ma przypadków w życiu chrześcijan - podkreślał ks. Czaczyk.
Muzyk wykonał też dla ministrantów i lektorów niejeden utwór, prezentując w ten sposób swój talent wokalny i instrumentalny. Duchowny w swojej konferencji mówił nie tylko o swoim powołaniu kapłańskim, lecz także nawiązywał do swojej służby ministranckiej. - Po Pierwszej Komunii św. Pan Jezus mnie, że tak powiem, zaprosił do siebie. Tak wyjątkowo poczułem Jego bliskość, że chciałem Mu służyć. I zostałem ministrantem. A w ogóle od dziecka bawiłem się w księdza. Kiedy mnie pytali moi rodzice, moi dziadkowie: „Kim będziesz, jak będziesz duży?”, odpowiadałem: „Będę księdzem” - wspominał ks. Czaczyk. - Kiedy jednak miałem jakieś 14 lat, zapragnąłem uczyć się grać na gitarze. Poprosiłem mojego dziadka, żeby mnie nauczył. No i nauczył mnie pierwszych chwytów. Później miałem prywatnego nauczyciela z bluesowego zespołu. Postanowiłem też pójść do programu. Mówiłem sobie: „Będę teraz muzykiem” - opowiadał duchowny.
Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko - wygrana w programie, występy przed szeroką publicznością, wydanie płyty. - Po dwóch latach zauważyłem, że im dalej „szedłem w las”, tym mniej byłem szczęśliwy. I to był przełomowy moment mojego życia, w którym zobaczyłem, że mimo to, że miałem można powiedzieć wszystko - miałem dużo pieniędzy na koncie, bo grałem koncerty - to nie byłem szczęśliwy - podkreślił ks. Czaczyk. - I zastanawiałem się, co sprawia, że nie jestem szczęśliwy, że nie mam pokoju w sercu, że nie chciało mi się za bardzo żyć, że byłem chamski, gburowaty do innych. Byłem strasznym człowiekiem i zastanawiałem się, dlaczego ja się tak zachowuję. Przecież powinienem być szczęśliwym człowiekiem - wspominał kapłan. - Można powiedzieć, że w miejsce Pana Boga postawiłem siebie. Ja byłem wtedy dla siebie Bogiem. Tylko się zastanawiałem, jak tutaj lepiej zgrać. Wszystko kręciło się wokół mnie - wyjaśniał, dodając, że zdobyta sława odciągnęła go na 2 lata od wiary, Kościoła i od służby ministranckiej.
Fragment występu ks. Macieja CzaczykaPojawił się jednak przełomowy moment w życiu młodego Macieja, kiedy postanowił w poszukiwaniu szczęścia wrócić do Kościoła. - Pan Jezus mi pomógł. Zacząłem szukać Pana Boga i Pan Bóg mnie zabrał w podróż po swojej historii życia. Pan Bóg komunikuje się z nami przez różne symbole, przez różne sytuacje w naszym życiu. Tak jak w liturgii każdy gest ma znaczenie, tak i w naszym życiu też przez każde wydarzenie, przez nasze spotkania, przez naszych rodziców, kolegów, koleżanki Pan Bóg też do nas mówi. I do każdego mówi osobno. Do mnie Pan Bóg przemówił w ciszy, bo mi brakowało ciszy, byłem w ciągłym hałasie. Ale przemówił do mnie także przez różne osoby z mojego życia - mówił ks. Czaczyk.
Uczestnicy konferencji mogli następnie zadać nurtujące ich pytania dotyczące powołania, służby liturgicznej i osobistej historii zaproszonego gościa. Potem wszyscy udali się do archikatedry oliwskiej, gdzie w Kaplicy Mariackiej adorowali Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a na krużgankach mogli skorzystać ze sakramentu spowiedzi.
Uroczystej Eucharystii, w której wzięli udział także nadzwyczajni szafarze Komunii św., przewodniczył abp Tadeusz Wojda. - Przeżywamy jubileusz Roku Świętego. Przeżywamy też 100. rocznicę powstania naszej archidiecezji. A w tym tygodniu przeżywamy też Tydzień Biblijny. Chcemy więc te wszystkie okoliczności przeżywać wzbogaceni słowem Bożym i łaską Bożą. Chcemy w tym czasie pytać Jezusa Chrystusa, jak ma wyglądać nasze życie, co powinniśmy robić, jak rozumieć Eucharystię, jak rozumieć Słowo Boże. Chcemy otworzyć nasze serca dla Chrystusa, zaprosić Go jeszcze bardziej w nasze życie i z Nim iść przez to życie - mówił we wstępie do liturgii metropolita gdański.
Mszę św. koncelebrowali księża opiekunowie Służby Liturgicznej, a homilię wygłosił ks. Czaczyk. - Pan Jezus chce nam dzisiaj zostawić jedną myśl, byśmy wzięli do siebie jedną ważną rzecz: czy ja rzeczywiście żyję, czy może tylko wydaje mi się, że żyję? - rozpoczął duchowny. - W pierwszym czytaniu słyszeliśmy, jak św. Piotr wskrzesił kobietę. Zobaczcie, to nie Pan Jezus jest opisany w Dziejach Apostolskich, ale św. Piotr. Oczywiście on nie miał takiej mocy od siebie. Kto mu ją dał? Pan Jezus. Zobaczcie, św. Piotr mówi: „Tabito, wstań!”. Marku, wstań. Joanno, wstań. Obudź się. Może oddychasz, może wszystko jest dobrze u ciebie, ale wstań. Każdy z nas ma do wykonania misję. Każdy z nas ma do wykonania jakieś zadanie. Zobaczcie, papież Leon XIV całe życie był przygotowywany przez Pana Jezusa, żeby teraz zostać papieżem. Dlatego każdy dzień ma znaczenie - mówił ks. Czaczyk. - Wiecie jak najlepiej utrzymać dar wiary? Jak najlepiej odkrywać wiarę? Jak najlepiej iść i dać się Panu Bogu prowadzić? Najlepiej być w dobrym towarzystwie. Z kim przestajesz, takim się stajesz. Dlatego my jesteśmy dzisiaj razem, żeby modlić się za siebie - podkreślił kaznodzieja.