Bogactwo 
w żyłach

Tekst i zdjęcia
: Agnieszka Skowrońska


|

Gość Gdański 22/2012

publikacja 31.05.2012 00:00

Medycyna. – Oddając krew, zazwyczaj nie wiemy, do kogo trafi. Również ten, komu jest ona przetaczana, nie wie, kto jest jej dawcą. Najważniejsza jest jednak świadomość, że komuś w ten sposób pomogłem – mówi Paweł Szczepanik, prezes Miejskiego Klubu Honorowych Dawców Krwi w Gdyni.

 – Nie ma się czego bać, to nie boli – uspokaja 
Piotr Chałupka – Nie ma się czego bać, to nie boli – uspokaja 
Piotr Chałupka

Wpiątkowe majowe przedpołudnie w stacji krwiodawstwa przy Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni-Redłowie panuje spory ruch. Jedni stoją do rejestracji, inni wchodzą do gabinetu lekarskiego na badanie. Najczęściej wychodzą z niego po chwili i idą do sali, w której są trzy leżanki. Panie i panowie w różnym wieku – wszyscy spoglądają na siebie z uśmiechem. Gdy krwiodawca leży już na którejś z leżanek, wprawne dłonie pielęgniarki w jednorazowych rękawiczkach wykonują kilka delikatnych ruchów wokół jednej z jego rąk. Po chwili przez wężyk do specjalnego pojemnika zaczynają spływać kolejne, ciemnoczerwone krople. Trzeba pięciu minut, aby krew napełniła pojemnik.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.