Mieszkanie w kościele

Ks. Sławomir Czalej

|

Gość Gdański 24/2012

publikacja 17.06.2012 00:00

– Ponad dwa lata musiałem walczyć o zgodę na zburzenie rudery, którą urzędnik uznał za zabytek – mówi ks. Andrzej Rozmus, proboszcz.

Jadąc trójmiejską obwodnicą w kierunku autostrady, mijamy po drodze oddany niedawno – tak spieszono się przed Euro 2012 – wielki węzeł komunikacyjny Karczemki. Za nim, po prawej stronie, aż do wysypiska śmieci w Szadółkach, rozciąga się parafia w Kiełpinie.

„Prezent” od protestantów

Leżąca w dawnych granicach Wolnego Miasta Gdańska miejscowość po raz pierwszy wymieniona jest w annałach z czasów krzyżackich. W 1402 r. jako Kolpin, w 1570 r. jako Hohe Kolpin, a w 1682 r. już po polsku jako Kiełpin Wysoki. Wreszcie w XVIII wieku (1734  r.) miejscowość nazwano z łacińska Magno Kolpin. Nic dziwnego, że wysoki, bowiem Kiełpino Górne leży aż 196 m n.p.m. – Z wieży roztacza się przepiękny widok na całą Zatokę Gdańską – podkreśla proboszcz. Co ciekawe, nazwa „Kiełpino” wiąże się z kaszubską nazwą łabędzia: „kolp”. Choć teren położony jest wysoko, wysoko też stoi tu woda. Niedaleko, w należącym do parafii Otominie, w lesie ukryte jest duże jezioro. Budowę pierwszego kościoła rozpoczęli tu w 1925 r. Niemcy, protestanci z sąsiednich wsi Sulmin i Niestępowo. Kiedy po I wojnie światowej znaleźli się w Polsce, postanowili opuścić swoje domostwa i osiedlić się w Wolnym Mieście Gdańsku. Po wojnie mieszkańcy Kiełpina należeli do parafii św. Franciszka z Asyżu w Emaus. Opuszczonym kościółkiem zainteresował się wtedy ks. Zygmunt Badowski, proboszcz, który 29 września 1948 r. wniósł do kurii gdańskiej prośbę o zgodę na remont. Urząd Wojewódzki zastopował wydanie decyzji na 9 lat. Po uzyskaniu zgody 31 sierpnia 1958 r. odremontowany kościółek poświęcił ks. Jan Cymanowski. Przez cały rok 1960 odbywały się tu regularnie lekcje religii; wtedy też nadano świątyni patrona. W lipcu 1963 r. ks. Cymanowski, w obecności ks. bp. Edmunda Nowickiego, przekazał wsie: Jasień, Rebowo, Szadółki, Otomin, Górny Kiełpin, Mały Kiełpin i Karczemki w administrowanie wikariuszowi ks. Janowi Dziubanowi. Samodzielny wikariat dał w przyszłości fundament pod parafię w Jasieniu. W tym też czasie powstał budynek, który miał być w zamyśle kostnicą, a przez pomyłkę został włączony na listę zabytków wraz z kościółkiem, stając się po latach utrapieniem ks. Rozmusa.

Germański skarb

Parafię w Kiełpinie utworzono 24 czerwca 1994 r. – Przede mną był tu dwa lata ks. Tadeusz Markiewicz, który wówczas wrócił z Ukrainy – mówi ks. Andrzej. Na początku parafia liczyła zaledwie 480 osób. Później nastąpił boom budowlany i przybyło kolejnych 1300 mieszkańców. Wielu z nich wystawiło tu przepiękne domy. Budowę kościoła rozpoczęto w 2000 r. – Ale to były inne czasy. Donatorzy parafii to już raczej przeszłość. Gdybym budowę zaczynał dzisiaj, to nie wiem, ile czasu by ona zajęła – zamyśla się proboszcz. Czasami dekada znaczy tyle, co cały wiek… Szczęśliwie jednak koniec budowy nastąpił już po pięciu latach. Wprawdzie świątynia nie miała wtedy jeszcze witraży i wyposażenia, ale wewnątrz były już organy. – Gdy budowaliśmy kościół, to udawało nam się zebrać 60 proc. potrzebnych funduszy od parafian. Przy budowie domu parafialnego proporcje się odwróciły – zauważa ks. Rozmus. Ofiarnych ludzi jednak nie brakuje. Eugeniusz Jereczek ofiarował działkę pod cmentarz, a Jan Stefański, sąsiad, działkę pod parking. – Ciężko było tu zaparkować. Jak skończę plebanię, bierzemy się za parking – zdradza plany. Dwa lata temu w parafii nastąpiło tąpnięcie. Nie geologiczne, ale finansowe. Wielu ludzi, którzy, korzystając z kredytów, rozpoczęli budować rezydencje, nie są w stanie ich teraz spłacać. – Do kupienia jest ponad 60 wykończonych domów! Nie licząc działek budowlanych, których na sprzedaż jest cała masa – wylicza proboszcz. Przypomina się przypowieść o latach tłustych i chudych… A także o pannach roztropnych. Skarbem parafii są ministranci. Jest ich ponad 60. Trudno jechać z nimi na obóz, gdy nie ma wikariusza. – Ja przeprowadzam się za dwa tygodnie. Do tej pory mieszkałem bowiem w kościele nad zakrystią. Mam nadzieję, że uda się w przyszłym roku dokończyć dom i będziemy wtedy też mieli księdza do pomocy – mówi duszpasterz. W odległym o trzy kilometry Otominie parafia posiada swoją działkę, na której w planie zagospodarowania ma powstać kościół. Miejsce piękne – las, stadnina koni. Mało jest jednak mieszkańców i niewiele szans na to, by taki stan mógł się zmienić. W wielu miejscach dostrzec tu można banery z napisem „Na sprzedaż”. Kiedyś znaleziono w tutejszej okolicy niewielki skarb złożony ze srebrnych zapinek i bursztynowych paciorków. Pochodził z poł. V w. po Chr., z czasów, gdy na Pomorzu mieszkali germańscy Widiwariowie. Może gdyby przy odrobinie szczęścia odnaleźć jeszcze szkatułę miejscowego wodza, wówczas w Otominie udałoby się zbudować przynajmniej kaplicę?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.