Zabawki Guliwera

Ks. Sławomir Czalej

|

Gość Gdański 29/2012

publikacja 22.07.2012 00:00

– W rodzinie wprawdzie nikt nie pracował w PKP, ale pewnego razu poprosiłem św. Mikołaja o kolejkę. Dostałem słynną „Piko”, lokomotywę i cztery wagony. Później rodzice dokupili mi jeszcze jeden – mówi ks. Artur Słomka, miłośnik pojazdów na żelaznych kółkach.

Model lokomotywy „Husarz”, na co dzień używanej przez PKP Intercity, to prawdziwy rarytas w zbiorach modelarza w koloratce Model lokomotywy „Husarz”, na co dzień używanej przez PKP Intercity, to prawdziwy rarytas w zbiorach modelarza w koloratce
zdjęcia ks. Sławomir Czalej

Dziecięca, a później także młodzieńcza pasja poszła nieco w zapomnienie. Seminarium czy początki pracy kapłańskiej to niekoniecznie dobry moment na budowanie makiet i torowisk. Sentyment jednak pozostał. W 2008 r. ks. Artur trafił na czasopismo „Świat Kolei”. Tam przeczytał m.in., że ks. Janusz Grygier z diecezji warszawsko-praskiej, na co dzień proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Mostówce i egzorcysta, organizuje rodzinne warsztaty modelarskie. Pasja powróciła bardzo szybko.

Cieszy małych i dorosłych

Budowa makiety to proces długotrwały. Ważne jest, żeby jak najlepiej odzwierciedlała rzeczywistość. – Ukształtowanie terenu, roślinność, postacie ludzkie. Do tego ważną rolę odgrywa wygląd taboru – wyjaśnia ks. Artur. I tak np. lokomotywa zakupiona w sklepie za 150 zł, po tzw. waloryzacji nabywa zacieków od wody, rdzy na zderzakach czy śladów po hamulcach. Co więcej, jej wartość automatycznie wzrasta. Jeśli dodać do tego światła i generator dźwięku, odzwierciedlający pracę maszyny, może ona kosztować 400, 500 a nawet 1000 złotych! Takie właśnie odgłosy emituje m.in. model lokomotywy „Husarz”, prawdziwy rarytas w zbiorach modelarza w koloratce, na co dzień używanej przez PKP Intercity. – Niektóre z egzemplarzy, parowozy, mają nawet generator dymu. Wygląda to niesamowicie – podkreśla ks. Słomka. Modelarstwo kolejowe w Polsce dzieli się na sześć epok. Normę ustalił Europejski Związek Modelarzy Kolejowych MORP w Odense, podczas setnego posiedzenia komisji 13 maja 2007 roku. I tak pierwsza epoka to początki kolei, czyli lata 1842–1918, druga sięga roku 1945, trzecia – 1968 r., czwarta – 1989 r. i piąta – do roku 2010. W tym roku wkroczyliśmy w epokę szóstą. – U nas w Pomorskim Towarzystwie Miłośników Kolei Żelaznych z siedzibą w Gdyni koncentrujemy się głównie na epoce trzeciej i czwartej – dopowiada kapłan. Obejmuje ona te pojazdy, które najlepiej pamiętamy z czasów naszej młodości i z teraźniejszości. Wśród nich m.in. kultową lokomotywę ST 44. Wozi nas od lat 60. ub. wieku do dnia dzisiejszego.

Kilkaset metrów zabawy i nauki

Na spotkaniu w Mostówce okazało się, że modelarzem może być każdy, niezależnie od wieku i wykształcenia. – Są i młode osoby. Ale także prawnicy czy lekarze, których łączy wspólna pasja – podkreśla ks. Artur. Kilka razy w roku modelarze spotykają się w jakiejś dużej sali, tak żeby móc połączyć w całość poszczególne moduły. Długość makiet dochodzi wówczas do kilkuset metrów! – Odbywa się wtedy normalny ruch, a wszystko sterowane jest komputerowo – mówi z dumą. Pociągi są z różnych epok, więc i makiety muszą odzwierciedlać historyczne realia. Do tego stopnia, że nawet ludziki podróżujące koleją to misterne dzieła sztuki. Są odpowiednio ubrane i mają np. widoczne detale twarzy. Na spotkania zjeżdżają się modelarze z silnych ośrodków z całego kraju. Oprócz Pomorza przyjeżdżają z Poznania, Łodzi, Gliwic czy Rybnika. – W Warszawie nie ma klubu. Tam jednoosobowo tworzy go ks. Janusz. Wykonuje też dioramy z różnymi scenkami z życia epoki, z humorem, ale i przesłaniem – podkreśla ks. Artur. Z zasobów modelarskich ks. Janusza można by stworzyć pewnie i ze dwa kluby. – Jak zobaczyłem jego kolekcję, to aż się chwyciłem za głowę – uśmiecha się ksiądz. Jedną z trudniejszych czynności przy budowaniu makiety jest… sadzenie trawy. Służy do tego urządzenie zwane, a jakże, elektrotrawosadzarką. Wpierw maluje się zagruntowaną powierzchnię przeznaczoną do nasadzenia. Później przytyka kabel z wysokim napięciem, który wytwarza silne pole elektromagnetyczne. Następnie nad wyklejonym miejscem przesiewa się sitkiem granulat – przyszłą trawę. – Są różne kolory i odcienie. Chodzi o to, żeby wyglądała ona jak najbardziej różnorodnie – wyjaśnia ksiądz modelarz. Do tego drzewka. Są w Polsce specjaliści, którzy z fragmentów kory znalezionej w lesie tworzą „prawdziwy” las. Albo wzgórze. Trzeba tylko przykleić bryłę styropianu na makietę i ostrym nożem kształtować szczyty i doliny. Później nakłada się masę plastyczną, trawę, skały, kosodrzewinę. Pomysłom nie ma końca. Chętni, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tworzeniu kolejowych cacuszek, mogą zgłosić się do modelarni w Sopocie, otwartej 14 kwietnia tego roku przy Gimnazjum nr 2. Wiele cennych informacji znajdziemy na stronie www.ptmkz.pl.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.