Budować patriotyzm na chrześcijaństwie

ks. Rafał Starkowicz

publikacja 08.11.2013 13:40

O niepodległości, współczesnym patriotyzmie i kleryckich jednostkach wojskowych z ks. kmdr. Bogusławem Wroną, dziekanem Marynarki Wojennej rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

Budować patriotyzm na chrześcijaństwie - Wraz z szacunkiem dla munduru powraca Polakom patriotyzm ks. Rafał Starkowicz /GN

Ks. Rafał Starkowicz: Dziekan Marynarki Wojennej to eksponowane stanowisko. Co właściwie należy do obowiązków człowieka, który je pełni?

Ks. kmdr Bogusław Wrona: Po pierwsze jestem proboszczem parafii i garnizonu. Robię to, co każdy proboszcz. Mam swoich parafian. Po części wojskowych, po części mieszkających na terenie parafii cywilów. Moje działania to Msze św., śluby, pogrzeby, chrzty, I komunia święta, rekolekcje, misje św. Także praca duszpasterska z ludźmi pracy zatrudnionymi w Stoczni Marynarki Wojennej. To są ludzie, którzy mnie otaczają. Siłą rzeczy włączam się w ich życie. Współpracuję z moimi wikariuszami. Marynarka Wojenna, Port Wojenny, wszystkie jednostki wojskowe… Mam pod opieką także historyczny kościół, wybudowany przez bł. ks. Miegonia. Ten kościół przez 40 lat był magazynem. Jest więc wiele do roboty.

Nic nie odróżnia dziekana od proboszcza?

- Jako dziekan, koordynuję prace proboszczów w poszczególnych parafiach wojskowych. To parafie od Świnoujścia do Sopotu. Dużo jeżdżę. Poza tym mam obowiązki wynikające z tego, że obsługujemy także teren morski. Okręty to przecież także terytorium Polski. Na jednym z nich od roku jest kapelan, ks. Radek. Niedługo będzie miał na okręcie, jako na części parafii, dwa chrzty.

Jakie były początki Księdza powołania?

- Kiedy zdawałem maturę, wprost z sali w której się to odbywało, pojechaliśmy z kolegami do Warszawy, aby wziąć udział w papieskiej Mszy św. na Placu Zwycięstwa. Dzisiaj myślę, że miało to duży wpływ na moje odczytywanie powołania.

Pochodzi Ksiądz z diecezji Tarnowskiej. Jak więc Ksiądz tu trafił?

- To prawda. Zostałem wyświęcony na przez abp. Ablewicza. Po ośmiu latach posługi, a byłem wówczas wikariuszem w Tarnowie, któregoś dnia w czerwcu 1993 wracałem ze szkoły i na schodach plebanii spotkałem mojego proboszcza. Mówił, że ówczesny ordynariusz tarnowski, bp Życiński spotkał się z bp. polowym Sławojem Leszkiem Głódziem, który prosił biskupów o oddelegowanie księży diecezji wojskowej. To były jej początki. Proboszcz popatrzył na mnie i powiedział: "Ksiądz był w wojsku… może ksiądz pójdzie?" Po trzech godzinach zatelefonowałem do biskupa. Spotkanie odbyło się nazajutrz rano.

Zwykle kapłanowi nie jest łatwo zmienić diecezję…

- Biskup zapytał mnie tylko czemu chcę pracować w wojsku. Powiedziałem, że pracowałem w różnych parafiach: wiejskiej, uzdrowiskowej, miejskiej. Prowadziłem też wszystkie możliwe grupy i wydaje mi się, że niczego nowego w diecezji tarnowskiej nie spotkam. A ponieważ sam byłem w wojsku, wiem jakie są potrzeby pracy duchowej w tamtym środowisku i uważam, że mógłbym tam zrobić dużo dobrej roboty. Odpowiedzią była najkrótsza przemowa bp. Życińskiego, o jakiej słyszałem. Powiedział: Proszę przekazać bp. polowemu, że oddelegowuję jednego księdza, ale ma pracować za dwóch. Błogosławię. Szczęść Boże.

Myślał Ksiądz wcześniej o pracy w wojsku?

- Mimo że z parafii, w której pracowałem był już od pół roku ks. Radzik, dzisiaj mój kolega, dziekan sił powietrznych, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. O nic nie pytałem. Robiłem swoje. Ale decyzja przyszła szybko.

Był Ksiądz w wojsku wcześniej. Nie uniknął Ksiądz poboru?

- Początkowo, po maturze złożyłem papiery do dwóch instytucji: Do Wyższej Szkoły Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu i Seminarium Duchownego w Tarnowie. Na uczelnię wojskową składałem papiery wraz kolegą. Tam podczas egzaminu spytano go, czy jest wierzący. A gdy odpowiedział, że tak, kazano zmienić światopogląd. Jak to usłyszałem, wycofałem papiery z tej uczelni. Później okazało się, że to nie ja musiałem zmienić światopogląd, ale że z czasem to wojsko go zmieniło. Wcześniej jednak doświadczyłem poboru, już podczas trwania nauki w seminarium.

 

Był Ksiądz w tzw. jednostce kleryckiej?

- Miesiąc po rozpoczęciu studiów w seminarium dostałem powołanie do kleryckiej jednostki specjalnej w Bartoszycach. To ostatnia taka jednostka. Miała numer 4413. Oficjalnie był to 54 Batalion Ratownictwa Terenowego.

Pewnie nie było tam łatwo…

- Prowadziliśmy maksymalnie kleryckie życie, na jakie było nas stać. Odmawialiśmy wspólnie modlitwy wieczorne, już podczas ciszy nocnej i z rana, przed pobudką. Uczyliśmy się potajemnie ze skryptów. A egzaminy zdawaliśmy w rozmównicy… Tam też dokonywano wpisu do indeksu. Kiedy ktoś był przygotowany do egzaminu, dzwonił do profesora. Egzaminowała nas cała Polska. Robił to pierwszy lepszy profesor, który mógł przyjechać i miał kwalifikacje z danej dziedziny. To było wręcz podziemie w wojsku.

Prześladowali was?

- Przyjęli mnie w nocy, po ciemku, bo podobno nie było światła. Wrzucili pod zimny prysznic, ogolili do łysa, dali za małe buty, za duże spodnie. Wszystko działo się z krzykiem. Podczas zimy stulecia kopaliśmy okopy do pozycji "stojąc". Tego w czym kazano nam kopać nie nazwałbym ziemią. Zamarznięte błoto. Lód, pomieszany z ziemią. Było tak zimno, że podgrzewane nad ogniem buty paliły się od spodu, a ciepła w nogach nie czułem. Jednostkę, w której służyłem, rozwiązano jako ostatnią. Stało się to w wyniku interwencji Jana Pawła II.

Jako kapelan spotkał Ksiądz kiedykolwiek swoich przełożonych z tego okresu?

- Od momentu, gdy byłem w niej służyłem, do chwili, gdy znalazłem się tam powtórnie jako zawodowy żołnierz, minęło 15 lat. Nie miałem okazji już nigdy spotkać swoich przełożonych z czasów jednostki kleryckiej.

Przydało się Księdzu to doświadczenie?

- Tak się złożyło, że pierwsze cztery lata byłem sekretarzem bp. polowego w Warszawie. Pełniłem wówczas także funkcję kapelana kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego w Warszawie. Chodziłem nawet w pierwszym szeregu podczas defilad. Miałem w nogach jeszcze te musztry z Bartoszyc.

A jak kształtowały się kontakty z żołnierzami?

- Kiedy z żołnierzami z poboru spotykałem się na pogadankach, widziałem, że jeszcze nie oswoili się z nową sytuacją. 3 dzień w wojsku…Opowiadałem im wówczas swoją historię. Mówiłem, że kilka lat temu byłem w takiej samej sytuacji. A wtedy oni zaczynali mnie słuchać… Ale nie poprzestałem na doświadczeniu Bartoszyc. Noszę dzisiaj gapę spadochroniarza desantowego. Ona robi wrażenie na wszystkich. Ludzie, którzy są w wojsku wiedzą co ona oznacza. Ci którzy się znają, pytają o szczegóły: gdzie, co itd. Wtedy im wyjaśniam. Szkoliłem się w desancie w Krakowie. Bo kapelan musi wiedzieć o problemach żołnierza jak najwięcej. Dzisiaj jestem pełnym komandorem. Pytam czasem innych oficerów: "kto z was był w wojsku szeregowym?" Okazuje się że teraz w polskim wojsku takich przypadków już się nie spotka.

Jak dzisiaj wygląda praca z żołnierzami?

- To się zmienia. Pamiętam, kiedy zacząłem pracę w Marynarce Wojennej, to atmosfera była inna. Sporo było jeszcze oficerów politycznych. Pytali mnie: co ty tu będziesz robił? Nawracał? Ochrzaniał? Krytykował? Mówię im: „Nie przyszedłem nikogo nawracać. Będę robił to, do czego zostałem powołany. Będę się za was modlił, odprawiał Msze, chrzcił wasze dzieci, błogosławił śluby, chował zmarłych. A jeśli ktoś patrząc na to będzie się nawracał, to Bogu niech będą dzięki. Obecnie praca realizuje się na dwóch poziomach. To spotkania z żołnierzami - wykłady z etyki normatywnej. Druga to spotkania indywidualne. Zdarzają się przypadki, że przygotowuję ludzi do sakramentów św. Musze wówczas rozmawiać z żołnierzami indywidualnie. W tym roku przygotowywałem do wszystkich sakramentów, począwszy od chrztu, do ślubu troje dorosłych ludzi. To często praca z dziećmi oficerów, którzy w dawnych czasach nie chrzcili swoich dzieci. Dzisiaj to czyste złoto. Wiedzą czego chcą. Nie mają wątpliwości, co do słabości czynnika ludzkiego w Kościele i się tym nie zrażają. To wiara wzorcowa.

Wiara łączy się jakoś z patriotyzmem?

- Uważam, że działamy na płaszczyźnie religijno-patriotycznej. Jeśli prześledzimy losy Polski i święta niepodległości, każdy uświadomi sobie, że gdyby nie wiara i Kościół Katolicki, to nie byłoby zrywów narodowych i narodowej świadomości. Chcemy dziś dotrzeć do ludzi z przekazem, że patriotyzm można budować tylko na dobrze rozumianym człowieczeństwie i chrześcijaństwie. Na tym buduje się poczucie patriotyzmu

A jaki jest patriotyzm współczesnego polskiego żołnierza?

- Dla każdego pokolenia patriotyzm wygląda inaczej. Kiedy spotykamy się przy grobach i pomnikach, to nie tylko oddajemy cześć minionym pokoleniom. Te spotkania mają głębszy cel. To budzenie świadomości narodowej. Dopóki my, jako kapelani będziemy w miejscach martyrologii będziemy z żołnierzami zbierać się na modlitwie, dopóty jest szansa, że coś ku dobremu da się zmienić. To buduje przyszłość. Ktoś powie: "Dość tych pomników… cmentarzy… Dziś mamy XXI wiek… Liczy się kasa i biznes…" Uważam, że żołnierze rzeczywiście czasem ulegają temu pędowi życia i zmianom, które się dokonują w społeczeństwie. Z punktu widzenia nowoczesnej armii to dobrze, że dokonują się zmiany w wojsku. Ale to niesie też niebezpieczeństwa. Osobiście nie zarzuciłbym żadnemu z żołnierzy, z którymi się zetknąłem braku patriotyzmu. Samo pójście do wojska jest podparte jakimś elementem patriotyzmu. To nie tylko kasa i wczesna emerytura. Argumentacja żołnierza, którego dowódca wysyła na misję zagraniczną nie jest finansowa. Tam przecież istnieje realne niebezpieczeństwo śmierci.

Czy w patriotyzmie jest jakiś wspólny mianownik dla wszystkich pokoleń?

- Wspólne jest to o czym mówią poeci: groby, ziemia, język, szacunek dla autorytetów, dla bohaterów… umiłowanie historii i teraźniejszości ojczyzny, dziedzictwo pokoleń. To wreszcie zdolność do poświęcenia. Matka, która dobrze wychowuje dzieci też jest patriotką.

Przeżywamy 95. rocznicę Odzyskania Niepodległości. Czym właściwie jest niepodległość?

- To wolność. Nie tylko samostanowienie w wymiarze państwowym. Wprawdzie w tym dniu koncentrujemy się na wolności rozumianej terytorialne, ale ta wolność leży gdzieś głębiej. Leży w poczuciu wolności pojedynczego człowieka. To z konkretnych ludzi tworzy się naród. Tu chodzi o wolność moralną. Wolność od zła i wolność ku dobremu. Mamy pomagać człowiekowi w podejmowaniu tego podstawowego wyboru. A kiedy wolność jest źle zrozumiana, zawsze jest pożywką dla anarchii.

To znaczy, ze tylko ludzie wolni mogą tworzyć wolny kraj, stanowić wolny naród?

- Tak. Jestem o tym przekonany. Ale cały czas jesteśmy w drodze. To tak jak z człowiekiem. Nigdy nie staje się świętym, po pierwszym zerwaniu z grzechem podczas spowiedzi. Wciąż walczymy, upadamy, bronimy swojej wolności. Tak samo jest z wolnością Ojczyzny. Musimy pamiętać, że nic nie jest dane człowiekowi raz na zawsze. To jak z ogniem. Jak nie dorzuci się drwa, zgaśnie.